Lektura duchowa
 
Pan Jezus przed Kajfaszem
Bł. Anna Katarzyna Emmerich

Wśród okrzyków szyderczych, popychany, bity i obrzucany plugastwem, doszedł do gmachu sądowego. Wprowadzono Go do atrium, gdzie w miejsce krzyków gawiedzi przyjęto Go szmerem i pomrukiem długo tłumionej złości (...). Zaledwie stanął Jezus przed Radą, zaraz zakrzyknął nań Kajfasz: „Jesteś tu? Ty świętokradco, który zakłócasz nam spokój tej świętej nocy!". Zdjęto zaraz z berła Jezusowego ową flaszeczkę z oskarżeniami spisanymi przez Annasza. Odczytawszy je głośno, zaraz zarzucił Kajfasz Jezusa potokiem obelg i wymyślonych zarzutów. A oprawcy i bliżej stojący żołnierze szarpali wciąż Pana i popychali. Mieli oni żelazne pałeczki z gruszkowatą gałką na końcu, nabitą gwoździami. Tymi laseczkami szturchali Go wciąż, wołając: „Odpowiadaj! Otwórz usta! Nie umiesz mówić?". Kajfasz rzucał się z większą jeszcze złością niż Annasz, zasypywał Jezusa mnóstwem pytań natarczywych, lecz Jezus zbolały, cichy, stał spokojnie z oczyma utkwionymi przed siebie, nie patrząc nawet na Kajfasza. Oprawcy, chcąc Go zmusić do odpowiedzi, bili Go po kręgach, po bokach i rękach, nawet kłuli Go szydłami; a jakiś okrutny człowiek przycisnął Mu wielkim palcem dolną wargę do zębów i zawołał: „No, kąsaj tu!".

 

Wobec uporczywego milczenia Jezusa zarządził Kajfasz przesłuchanie świadków. Przekupiony motłoch znowu więc zaczął krzyczeć i pleść na wyścigi, co komu ślina na język przyniosła. Znów występowały z oskarżeniami pojedyncze partie najzaciętszych nieprzyjaciół Jezusa spomiędzy faryzeuszów i saduceuszów, zebranych na święta z całego kraju, których umyślnie wyszukano i tu sprowadzono. Znowu powtarzano te dawne zarzuty, które Jezus już może po sto razy zbijał. Mówiono, że uzdrawia i wypędza czarty mocą diabelską, że gwałci szabat, łamie posty, nazywa faryzeuszy nasieniem jaszczurczym i cudzołożnikami, że podburza lud, przepowiada zagładę Jerozolimy, obcuje z poganami, celnikami, grzesznikami i podejrzanymi niewiastami, że uczniowie Jego nie obmywają rąk według przepisu. Zarzucono Mu dalej, że włóczy się z tłumami, każe się nazywać królem, prorokiem, a nawet Synem Bożym i wciąż mówi o swoim królestwie, że zaprzecza prawomocności rozwodów i rzuca klątwy na Jerozolimę. Przytaczano Jego słowa, iż nazywa się chlebem żywota i mówi niesłychane rzeczy, że kto nie spożywa Jego ciała i nie pije Jego krwi, nie będzie błogosławiony i zbawiony.
Tak to przekręcano i przeinaczano wszystkie Jego słowa, nauki i przypowieści, przeplatając oskarżenia obelgami i czynnymi zniewagami. Lecz w tych wywodach oskarżyciele wciąż się plątali i sprzeciwiali sobie nawzajem (...) W ogóle najwięcej świadczono przeciw Jezusowi i obwiniano Go, że jest czarnoksiężnikiem. Świadczono także fałszywie o uzdrowieniu chorego przy sadzawce Betesda, kłamano przy tym i przedstawiano sprzeczne zeznania (...)

 

Mimo tych usilnych starań nieprzyjaciele Jezusa nie mogli się zdobyć na jakieś rzeczywiste, uzasadnione oskarżenie, mogące Jezusa potępić. Świadkowie występowali całymi gromadami, bardziej lżąc Pana, niż przeciw Niemu świadcząc (...) Kajfasz zaś i niektórzy członkowie Rady wciąż rzucali na Jezusa obelgi, wciąż łajali Go i wykrzykiwali: „Cóż Ty za król jesteś! Pokaż Twą moc! Zwołaj hufce aniołów, o których mówiłeś w Ogrodzie Oliwnym. Gdzie podziałeś pieniądze wdów i tych nierozsądnych, którzy Ci je powierzyli? Roztrwoniłeś całe majątki. Co stało się z tym wszystkim? Odpowiadaj! Mów! Teraz, gdy masz odpowiadać sędziom, zamilkłeś, lecz tam, gdzie lepiej było milczeć, wobec motłochu i kobiet, tam umiałeś mówić...".

 

A tymczasem siepacze wciąż bili, trącali i katowali Jezusa, chcąc Go zmusić do odpowiedzi. Tylko przy Bożej pomocy Jezus był w stanie wytrzymać to wszystko. Znalazło się nawet kilku podłych świadków, którzy zarzucili Jezusowi, że jest nieślubnym synem, lecz zaraz drudzy sprzeciwili się temu, mówiąc: „To już jest wymysł, przecież Jego Matka była bogobojną dziewicą przy świątyni, a zaślubiła również bardzo pobożnego męża, czego nawet byliśmy świadkami". I zaraz zaczęła się kłótnia o to, bo jedni nie chcieli drugim ustąpić (...)

 

Rozpoczęły się przeto znowu łajania i obelgi, lecz wnet świadkowie pomieszali się i poplątali w swych zeznaniach, więc całą Radę, a głównie Kajfasza gryzł wstyd i złość, że nic nie można wymyślić, co by rzeczywiście obciążało Jezusa (...)

 

Złość faryzeuszów wzrosła do najwyższego stopnia, gdy Nikodem tak zakończył swe dowodzenie: „Czuję, jaką to musi być obelgą dla całej Rady, że zwołano nas tu w nocy przed największym świętem, z takim pośpiechem, by pewnym siebie uprzedzeniem wnieść skargę na tego Męża, a w tym czasie zeznania wszystkich świadków są najoczywiściej sprzeczne i nic nie można Mu złego dowieść". Zjadliwie spojrzał każdy na Nikodema, słysząc te słowa, po czym tym spieszniej i bezwstydniej prowadzono dalej badania świadków. Po wielu bezecnych, przewrotnych i kłamliwych zeznaniach wystąpiło jeszcze dwóch świadków i rzekli: „Ten oto Jezus powiedział, że obali świątynię, zrobioną rękami ludzkimi, i w trzech dniach wybuduje nową, która nie będzie dziełem rąk ludzkich". Lecz i ci świadkowie pokłócili się w końcu (...)

 

Kajfaszowi dokuczyło to już do żywego. Katowanie Jezusa, sprzeczne zeznania świadków i niepojęta cierpliwość oskarżonego robiły na obecnych bardzo przykre wrażenie. Kilka razy po prostu wyśmiano świadków, słysząc ich zeznania. Inni znowu, widząc jak Jezus uporczywie milczy, poczuli trwogę w duszy. Około dziesięciu żołdaków poczuło wyrzuty sumienia i skruchę, więc pod pozorem zasłabnięcia wyszli (...)

Kajfasz, rozzłoszczony do reszty sprzecznymi zeznaniami ostatnich dwóch świadków, wstał ze swego miejsca, zszedł kilka stopni ku Jezusowi i zapytał: „Cóż, nie odpowiadasz nic na te zeznania?". Pałał złością, że Jezus nawet nie raczy spojrzeć na niego. Wprawdzie siepacze poderwali Jezusowi głowę za włosy do góry i jeszcze bili Go pięściami w brodę, lecz mimo to Jezus uporczywie spoglądał w ziemię. Wtedy Kajfasz podniósł gwałtownie ręce do góry i drżącym ze złości głosem zawołał: „Poprzysięgam Ci na Boga żywego, powiedz, czyś Ty jest Chrystus, Mesjasz, Syn Boga Najświętszego?".

 

W sali zrobiła się wielka cisza, a Jezus wzmocniony przez Boga, głosem wstrząsającym, głosem Słowa wiecznego, rzekł z niewypowiedzianą godnością: „Jam jest! Tyś powiedział! A zaprawdę powiadam wam, wkrótce ujrzycie Syna Człowieczego, siedzącego po prawicy Majestatu Bożego i zstępującego w obłokach niebieskich".

Przy tych słowach rozjaśniła się postać Jezusa, a nad Nim otworzyło się niebo, w którym ujrzałam Boga Ojca Wszechmogącego (...) Widziałam, że aniołowie i sprawiedliwi modlą się i wstawiają się do Boga Ojca za Jezusem. Równocześnie zaś czułam, jakoby Bóstwo Jezusa przemawiało zarazem z Ojca i z Jezusa: „Gdybym mógł cierpieć, cierpiałbym chętnie. Lecz jako Bóg nie mogę, więc z litości przyjąłem na się ciało w Synu, by Syn Człowieczy cierpiał; jestem bowiem najsprawiedliwszy. I oto Syn Człowieczy dźwiga na Sobie grzechy tych wszystkich, grzechy całego świata".

Pod Kajfaszem zaś ujrzałam otwarte całe piekło jako ponury ognisty krąg, pełen straszydeł. On stał nad nim, jakby tylko cienką przegrodą oddzielony, a złość piekła przenikała jego istotę. W ogóle cały dom wydał mi się podobnym do piekła, występującego nagle z ziemi. Jezus wypowiedział uroczyście, że jest Chrystusem, Synem Boga, więc piekło zadrżało ze strachu przed Nim i nagle napełniło dom ten całą swą zjadliwością przeciw Niemu. Ponieważ wszystko przedstawia mi się w widzeniu w widomych kształtach i obrazach, więc i teraz widziałam, że ta trwoga i wściekłość piekła występuje niejako z ziemi w różnych miejscach w postaci mnóstwa obrzydliwych straszydeł. Przypominam sobie, że widziałam między nimi całe gromady małych, czarnych postaci, podobnych do biegających psów o krótkich łapach z długimi pazurami. Pamiętam tylko ich kształt, ale nie wiem już, jaki rodzaj złośliwości ludzkiej miały one uosabiać. Małe te straszydła wślizgiwały się do wnętrza większości obecnych, wielu siadały na głowie lub barkach. Pełno ich było wszędzie, a wraz z nimi wzrastała zawziętość w złych sercach. Równocześnie widziałam, jak z drugiej strony Syjonu występowały z grobów jakieś obrzydliwe postacie; były to zapewne złe duchy (...) Coś okropnego było w tym widoku. I Jan musiał z tego nieco widzieć, bo później wspominał coś o tym. Inni zapewne nie widzieli tych zjawisk nadprzyrodzonych, ale wszyscy, przynajmniej nie całkiem jeszcze zatwardziali w złym, czuli z przejmującym dreszczem okropność tej chwili; źli natomiast odczuli tę grozę przez gwałtowny wybuch swej dzikiej zajadłości. Kajfasz, jakby w piekielnym natchnieniu, uchwycił po powyższych słowach Jezusa rąbek swego wspaniałego płaszcza, odciął go nożem, rozdarł z szelestem i krzyknął głośno: „Zbluźnił! Na cóż jeszcze świadków? Słyszeliście sami bluźnierstwo. Cóż wam się zdaje?". A obecni, powstawszy, zawołali strasznym głosem: „Winien jest śmierci! Winien jest śmierci!".

 

W czasie tych okrzyków doszło rozkiełzanie ponurych mocy piekielnych do najwyższego stopnia. Wrogowie Jezusa byli jakby oszołomieni i otumanieni przez szatana, również ich służalcy i rozwścieczeni pachołkowie (...) Tych, w których tliła się jeszcze iskierka dobra, dreszcz przejął straszny, więc wielu z nich, zakrywszy głowy, wymknęło się chyłkiem. Wnet też opuścili sąd znakomitsi świadkowie z obciążonym sumieniem, widząc, że już są niepotrzebni. Podlejsi kręcili się koło ogniska w atrium, gdzie wypłacano im pieniądze; pożerali tu, co mogli, i upijali się.

 

Kajfasz rzekł na odchodnym do siepaczy: „Wydaję wam tego króla, oddajcie bluźniercy należną cześć!". Zaraz też przeszedł ze swymi radnymi do okrągłej sali poza salą sądową, gdzie nie można ich było widzieć.

 

Jan, pogrążony w głębokim smutku, wspomniał na Najświętszą Pannę. Chodziło mu o to, by ktoś nieprzyjazny nie udzielił Jej tej strasznej wieści w sposób jaskrawy, raniący bardziej Jej serce, więc spojrzawszy jeszcze raz na Najświętszego ze świętych, rzekł w duchu: „Mistrzu, Ty wiesz dobrze, dlaczego odchodzę". I zaraz pospieszył stąd do Najświętszej Panny, jak gdyby go sam Jezus posyłał (...).

Bł. Anna Katarzyna Emmerich „Pasja, czyli Bolesna Męka Jezusa Chrystusa". Klub Książki Katolickiej, Poznań 2004, ss. 166 - 175.



NAJNOWSZE WYDANIE:
Ty też masz zostać świętym!
W tym numerze pragniemy zastanowić się z jednej strony nad fenomenem śmierci, a z drugiej – nad świętością. Jedno jest pewne, śmierć to dopiero początek nowego Życia. Życia bez końca. Jakie jednak ono będzie, zależy od naszych codziennych wyborów.

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 
Maryja mnie wysłuchała

Pani Stanisława Tracz pochodzi z parafii pod wezwaniem Przemienienia Pańskiego w Rzeczycy Ziemiańskiej, niedaleko Kraśnika. O swoich początkach w Apostolacie Fatimy mówi tak: – Znalazłam ulotkę w skrzynce pocztowej, zauważyłam że jest na niej wizerunek cudownej Matki Bożej Fatimskiej, przeczytałam i postanowiłam przystąpić do tej duchowej wspólnoty. A było to już prawie 20 lat temu…

 

Panią Stanisławę poznałem w trakcie pielgrzymki Apostolatu do Fatimy w maju tego roku. Jestem bardzo szczęśliwa, że tam byłam i że zwiedziłam tyle sanktuariów. To trzeba przeżyć, bo tego nie da się opisać. Przeżyłam to głęboko i bardzo dziękuje całemu Stowarzyszeniu powiedziała kilka tygodni po powrocie do Polski.


Nasza rozmowa była jednak przede wszystkim okazją do tego, żeby dowiedzieć się, skąd Pani Stanisława wyniosła swoją głęboką wiarę i wyjątkową cześć do Najświętszej Maryi Panny.


Zasługa mamy i babci


Wiarę przekazała mi szczególnie moja mama Stanisława i babcia Wiktoria. Babcia była bardzo skromną kobietą. Pamiętam jak mama wysłała mnie do niej w Wielki Piątek, a babcia powiedziała wtedy do mnie: Dziecko, dzisiaj jest Wielki Piątek, je się tylko chleb i pije się tylko wodę.

Mama nauczyła mnie między innymi, że na święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny święci się ziele, a na zakończenie oktawy po uroczystości Bożego Ciała święci się wianki. To co widziałam u mamy, starałam się naśladować i zachować. W dzień ślubu dostałam od niej obraz Matki Bożej Częstochowskiej.

Uważam, że wszystkie łaski błogosławieństwo i opiekę Maryi dla rodziny i dla siebie otrzymałam dzięki modlitwie za wstawiennictwem Jasnogórskiej Pani. Gdy byłam chora, prosiłam Matkę Najświętszą o zdrowie i zostawałam wysłuchana. To tylko umacniało moją wiarę. Swoimi modlitwami wspomagałam też inne chore osoby z mojej rodziny. A teraz, w każdą sobotę, odmawiam nowennę do Matki Bożej Częstochowskiej, a każdego 13. dnia miesiąca dziękuję Matce Bożej Fatimskiej za zdrowie i opiekę.


Róża Różańcowa


W swojej parafii Pani Stanisława należy do koła różańcowego pod wezwaniem Matki Bożej Częstochowskiej; niedawno została jego zelatorką. – Do Róży Różańcowej należy 15 kobiet. Trudno o więcej osób, bo młodzi nie bardzo się garną. Staramy się, żeby odmawiany był cały Różaniec włącznie z tajemnicami światła dodanymi przez Jana Pawła II. Zmianki mamy w pierwszą niedzielę miesiąca.


Piękno katolicyzmu ludowego


Doskonałym wyrazem i świadectwem wiary Pani Stanisławy jest pomoc w prowadzeniu modlitwy przy zabytkowej kapliczce i krzyżu, znajdujących się w jej rodzinnej miejscowości. Na nabożeństwa majowe i czerwcowe chodzę pod krzyż i do kapliczki z obrazem Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Modlę się tam przeważnie z sąsiadkami i koleżankami. Czasami w środy, z moją siostrą cioteczną Józefą, odmawiamy przy kapliczce nowennę do Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Pamiętam, że jak byłam dzieckiem, młodą dziewczyną, to w tym miejscu też się modlono. Teraz my staramy się przekazać ten zwyczaj młodszemu pokoleniu.


Na trudne sprawy święta Rita


Oprócz szczególnego nabożeństwa do Matki Bożej Pani Stanisława zwraca się też często do świętej Rity. Koronkę, modlitwy i książkę o św. Ricie otrzymałam ze Stowarzyszenia. Do tej świętej modlę się codziennie, a zwłaszcza 22. dnia każdego miesiąca. Robię też bukiet na jej cześć. Wzięłam również udział w zorganizowanej przez Stowarzyszenie akcji złożenia róż w sanktuarium św. Rity we Włoszech.


Maryja słynąca łaskami


Warto nadmienić, że parafia Pani Stanisławy w Rzeczycy Ziemiańskiej posiada piękny, drewniany i zabytkowy kościół pochodzący z połowy XVIII wieku. Można w nim podziwiać rokokowe rzeźby i malowidła ścienne, ambonę i chrzcielnicę. Najważniejszą ozdobę bogato zdobionego wnętrza świątyni stanowi ołtarz główny z obrazem Matki Bożej Łaskawej.

Oprac. Janusz Komenda

 


Listy od Przyjaciół
 
Listy

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Od długiego czasu biłam się z myślami, czy podzielić się świadectwem o otrzymanych łaskach w szerokim gronie Czytelników, czy głęboko trzymać to w swoim sercu. Zadaniem każdego katolika jest jednak szerzenie wiary, mówienie o otrzymanych łaskach głośno, zwłaszcza teraz, gdy młodych ludzi w kościołach jest coraz mniej.

Rok 2017 był bardzo trudnym czasem w moim życiu. Od 3 lat byłam młodą mężatką, bardzo chciałam mieć dziecko. Miałam wszystko: dom, pracę, miłość, poukładane życie religijne, bardzo dobre wyniki zdrowotne, a mimo to nie mogłam zajść w ciążę. Dni mijały, a ja zaczęłam popadać w depresję. Małżeństwo bez dziecka wydawało mi się bez przyszłości, coraz częściej dochodziło do kłótni między mną a mężem. Pewnego dnia otrzymałam przesyłkę od Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi, w której był różaniec. Moje zdziwienie było ogromne: Skąd? Jak? Za darmo? Dla mnie? Odczytałam to jako wołanie Matki Bożej o modlitwę. Zaczęłam modlić się na tym różańcu, jednak nadal nie mogłam zajść w ciążę, a mój entuzjazm znów opadł. Zaczęły pojawiać się nawet myśli samobójcze…

Pewnego dnia w odwiedziny do moich teściów przyjechał znajomy ksiądz. Porozmawiałam z nim, a on wręczył mi modlitwę, którą wziął ze sobą niby przypadkiem. Był to „Akt oddania się przeciwko niepokojom i zmartwieniom”. Od pierwszego przeczytania poczułam w sobie spokój, którego nie miałam od 2 lat. Odmawiałam ten akt codziennie i modliłam się na różańcu. Uwierzyłam, że Bóg da mi dziecko, potrzeba tylko cierpliwości i wytrwania. Po kilku miesiącach miałam bardzo realny sen, obudziłam się cała zapłakana z radości. We śnie towarzyszyła mi ogromna jasność i usłyszałam piękny głos: „Będziesz miała dziecko”. W rocznicę ślubu zaszłam w ciążę, a dziś mam już dwie córki.

Teraz Matka Boża i słowa „Jezu, Ty się tym zajmij” pomagają mojej drugiej córce w walce o zdrowie, gdyż urodziła się z wadą serca. Na dziś rokowania są dobre. Polecam odmawianie tej pięknej modlitwy każdemu, kto ma problemy życiowe. W życiu bywa ciężko, jednak z Bożą pomocą łatwiej jest przez to przejść, czego i ja jestem przykładem.

Anna

 

 

Szczęść Boże!

Serdecznie dziękuję za przesłanie obrazu Matki Bożej Ostrobramskiej. Jest on dla mnie bardzo ważny! Wiele modliłam się przed tym obrazem w Klinice Akademii Medycznej we Wrocławiu, kiedy mój mąż był po wypadku. Miał 1 procent szans na przeżycie. Najpierw była trudna operacja, potem długa rehabilitacja. Dzisiaj mąż jest całkowicie sprawny. Dziękuję za tę łaskę! Pozdrawiam Was serdecznie.

Blandyna z Dolnośląskiego

 

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Dziękuję za przesłanie mi „Przymierza z Maryją” wraz ze smutnym listem… W liście pisze Pan Prezes o odległym miejscu w Iraku, gdzie znajduje się katolicka świątynia, w której to podczas niedzielnej Mszy Świętej dochodzi do zamachu. Terroryści z Państwa Islamskiego strzelają do bezbronnych ludzi, są zabici i ranni.

Panie Prezesie, ta porażająca scena jest nie do przyjęcia i w głowie się nie mieści. Możemy sobie wyobrazić, jakby to się wydarzyło w Polsce, choć już słyszymy o profanacjach i zakłóceniach Mszy Świętych, pobiciach księży. W naszych czasach nie słyszało się o napadach czy profanacjach. My, Apostołowie Fatimy, nie możemy jednak ograniczać się do emocji. Kiedy widzimy takie zło na świecie, musimy odpowiedzieć sobie, co teraz możemy zrobić, aby to zmienić? Aby z Bożą pomocą to zło zmienić w duchowe dobro dla siebie i bliźnich. Jak wiemy, wielu świętych naszych patronów to też byli męczennicy za wiarę katolicką. W naszym 130. numerze „Przymierza z Maryją” głównym tematem jest męczeństwo i prześladowania chrześcijan. Zyskaliśmy więc rzetelną wiedzę na temat współczesnych prześladowań.

Pisze Pan Prezes, że musimy wysłać „Przymierze…” do 202000 osób i musimy zebrać 670 000 zł. Ta kwota nie jest jeszcze taka duża. Zbieraliśmy większą i daliśmy radę, to teraz razem też damy radę. Martwi mnie jednak, że coraz rzadziej docieramy do naszych bliźnich. Co się z nimi dzieje? Czy nie chcą współpracować z naszym Stowarzyszeniem?

Dobrze jest sobie uświadomić, że mój datek pieniężny w żaden sposób nie równa się z ofiarą życia, którą składają codziennie nasi prześladowani bracia i siostry w różnych częściach świata…

Ewa z Olkusza

 

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Szanowni Państwo, bardzo szczytny cel akcji, związanej z szerzeniem kultu Matki Bożej Miłosierdzia moim skromnym zdaniem zasługuje na to, aby ją wspierać. Odmówiłem modlitwę błagalną do Matki Miłosierdzia, jest piękna, bardzo Wam za nią dziękuję.

Bez Waszego Stowarzyszenia nie doświadczyłbym tego, czego teraz mam okazję doświadczyć. Dziękuję raz jeszcze, że jesteście i działacie tak prężnie.

Wojciech z Rodziną z Buska-Zdroju



Szczęść Boże!

Dziękuję Panu Bogu i Matce Bożej Fatimskiej, że jesteście i czynicie piękne dzieła na chwałę Bożą i rozpowszechniacie kult Fatimskiej Pani. Wszystko, co robi Stowarzyszenie, jest według mnie zawsze aktualne i ma głębokie znaczenie dla nas, katolików. To dla mnie zaszczyt być Apostołem Fatimy i wierzę, że to dzieło Matki Bożej. Módlmy się za siebie wzajemnie i nie ustawajmy w szerzeniu kultu Maryjnego!

Iwona z Wielunia

 

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Droga Redakcjo, skończyły się już na szczęście obostrzenia związane z koronawirusem, a niestety w naszych świątyniach Komunia Święta nadal jest rozdawana na rękę. W związku z tym warto propagować szczególnie 111. numer „Przymierza z Maryją” z roku 2020, w którym znajduje się artykuł „Komunia Święta na rękę. Czy to się godzi?”, który bardzo poważnie traktuje tę kwestię. Przy okazji pragnę podziękować Państwu za Waszą działalność. Ona wniosła wiele dobra do mojego życia i przyczyniła się do pogłębienia mojej wiary. Dziękuję za przesyłanie „Przymierza…”, mimo że nie zawsze mam możliwość wsparcia Państwa finansowo. Pozdrawiam serdecznie.

Karolina