Św. Maksymilian Kolbe, którego 80. rocznicę śmierci właśnie obchodzimy, w 1930 roku przybył jako misjonarz do państwa nietypowego jak na kraj misyjny: stosunkowo zamożnego, z dobrze rozwiniętą infrastrukturą i technologią, pod wieloma względami znacznie przewyższającego ówczesną Polskę. Z drugiej strony był to wciąż – i pozostaje do dzisiaj – kraj niemal zupełnie pogański, w którym chrześcijanie stanowią zaledwie półtora procenta mieszkańców. Mowa tu oczywiście o Kraju Kwitnącej Wiśni. Dlaczego chrystianizacja w tym pięknym i fascynującym zakątku świata poszła tak źle i czy kiedykolwiek była szansa na to, aby Japonia stała się chrześcijańska?
Japonia była jednym z ostatnich miejsc na świecie odkrytych przez Europejczyków. Pierwsi przedstawiciele Starego Świata dotarli tam dopiero w 1542 roku. Tradycyjną religią Wysp Japońskich jest szintoizm, jedna z nielicznych do dziś wyznawanych religii politeistycznych, wywodząca się z mitologii japońskiej. Od VI wieku dołączył do niej – promieniujący z kontynentu azjatyckiego – buddyzm. Obie te religie wywarły decydujący wpływ na kształtowanie kultury, zwyczajów i sztuki japońskiej. Szerzenie chrześcijaństwa w kraju, który tak długo był izolowany od wpływów Europy z powodu swojego położenia geograficznego i zupełnie nie znał kodów kulturowych właściwych cywilizacji łacińskiej, wydawało się więc bardzo trudnym zadaniem, wręcz szalonym. Jednak „Bożych szaleńców” nie zabrakło.
Epoka szybkiej chrystianizacji
Siedem lat po odkryciu Japonii przez Europejczyków, w 1549 roku na brzeg wyspy Kiusiu zszedł hiszpański jezuita, św. Franciszek Ksawery, uważany za pierwszego misjonarza w Kraju Wschodzącego Słońca. Przypisuje mu się ochrzczenie ok. 3 tysięcy Japończyków w ciągu dwóch lat pobytu w tym kraju. Za jego śladem poszli kolejni misjonarze, głównie katolicy z Hiszpanii i Portugalii.
Szacuje się, że pod koniec XVI wieku w Japonii było już przeszło 300 tysięcy chrześcijan, 130 zakonników i 250 kościołów. Choć ukształtowani w kulturze szintoistyczno-buddyjskiej, chłopi, a nawet część panów feudalnych i samurajów chłonęła nową wiarę z wielką pasją i zaangażowaniem, utrzymując jednocześnie swoje ludowe zwyczaje, japońską kulturę, stroje i zachowania. Przez pewien czas wydawało się, że Japonia będzie kolejnym pięknym polem dla żniw Pańskich, jak Ameryka Południowa czy – w tej samej części świata – Filipiny. Historia potoczyła się jednak inaczej…
Epoka krwawych prześladowań
Pytanie o przyczyny rozpoczęcia prześladowań chrześcijan w Japonii do dziś spędza sen z powiek historykom. Pierwszą rzeczą, z jakiej musimy sobie zdawać sprawę, jest ówczesny ustrój polityczny Japonii. Podobnie jak w feudalnej Europie, władza zwierzchnia cesarza Japonii była mocno ograniczona (pomimo oddawanej mu boskiej czci), a faktycznymi władcami byli szogunowie oraz panowie feudalni rządzący swoimi prowincjami. Najbardziej rozpowszechniona interpretacja mówi o tym, że błędy popełniane przez Europejczyków na nowo odkrytych lądach, gdzie chrystianizację łączono z agresywnym kolonializmem i wyzyskiem miejscowej ludności, doprowadziły niektórych szogunów do obaw, że Japonia podzieli los np. Filipin, które stały się hiszpańską posiadłością.
Jako pierwszy represje wobec chrześcijan rozpoczął Hideyoshi Toyotomi, który kazał stracić grupę duchownych i świeckich katolików w pokazowej egzekucji, aby odstraszyć kolejnych Japończyków od przyjęcia chrztu. Św. Paweł Miki i jego 25 towarzyszy zostało ukrzyżowanych 5 lutego 1597 roku – w późniejszym czasie prześladowcy bardzo chętnie stosowali tę karę, wcześniej nieznaną w Japonii, do mordowania wyznawców Chrystusa. Dziś znamy tę grupę jako świętych męczenników z Nagasaki. Choć po śmierci Toyotomiego sytuacja na moment się uspokoiła, to przybycie na początku XVII wieku holenderskich i angielskich protestantów bardzo skomplikowało położenie japońskich katolików.
W 1614 roku szogun Ieyasu Tokugawa – którego potężna rodzina Tokugawów rozciągnęła swoją władzę na niemal cały obszar Wysp Japońskich – wydał niesławny edykt zniszczenia chrześcijaństwa. Na jego mocy zostało ono w Japonii zdelegalizowane jako religia obca i „niejapońska”, a jego wyznawcy musieli powrócić do szintoizmu lub buddyzmu pod groźbą kary śmierci. Epoka prześladowań rozpoczęła się na dobre i miała potrwać przez następne trzysta lat, aż do połowy XIX wieku.
Japońscy chrześcijanie stawili bohaterski opór. Początkowo przypadki apostazji były wśród nich bardzo rzadkie, dlatego Hidetata Tokugawa – syn Ieyasu, idący sumiennie w ślady ojca – nasilił represje. Chrześcijan mordowano grupowo, często całymi rodzinami. Zazwyczaj na sposób typowo japoński ścinano im głowy mieczem, kiedy indziej krzyżowano ich na placach, czasami byli paleni żywcem. Najbardziej charakterystyczną grupą dla tamtego etapu prześladowań jest bł. Piotr Kibe Kasui i 187 towarzyszy męczenników, zamordowanych w latach 1603–1639. Szerzyły się też profanacje, a japońska milicja demolowała kościoły, bezcześciła figury i obrazy, deptała Najświętszy Sakrament…
Jednym z największych przejawów oporu Japończyków przeciwko prześladowaniom religijnym było powstanie samurajów na półwyspie Shimabara w latach 1637–1638. Rebelia wybuchła jako forma samoobrony miejscowej ludności chrześcijańskiej przed najazdami siepaczy Tokugawy, choć inspirowana była przez miejscowych samurajów, zwolnionych ze służby przez swoich panów za to, że nie chcieli wyrzec się chrześcijaństwa. Dla samuraja takie zwolnienie jest największą zniewagą (bezpańskich samurajów nazywano pogardliwie rōninami) – dlatego chwycili za miecze. Pomimo początkowych sukcesów, powstanie pod wodzą Shirō Amakusy zostało brutalnie stłumione. Wyjątkowo oburzająca była postawa Holendrów, których flota cumowała u wybrzeży półwyspu i zamiast pomóc braciom chrześcijanom, zaopatrywała wojska Tokugawy. Samurajowie bronili się do ostatniego człowieka. W walce zginęli wszyscy co do jednego – jak na samurajów przystało – zamordowana została także większość chłopów biorących udział w powstaniu, co najmniej 27 tysięcy.
W połowie XVII wieku chrześcijaństwo w Japonii na przeszło dwa stulecia zeszło do podziemia. Chrześcijanie zostali całkowicie wygnani z miast, a tych, którzy się ukrywali, ścigano jak złoczyńców, wyznaczając nagrodę za ich głowy. Pozostali przy życiu japońscy wyznawcy Chrystusa zaczęli tworzyć maleńkie wspólnoty przypominające te z czasów pierwszych chrześcijan. Były to tzw. kakure-kirishitan, grupki wiernych liczące po 100–200 osób, mieszkające na maleńkich wysepkach. Przypomnijmy, że archipelag japoński składa się z przeszło 3 tysięcy wysp. Po tym, kiedy dla chrześcijan niemożliwe stało się życie na pięciu głównych wyspach Japonii, ocalenie dawały tylko te mniejsze ostrowy, których pogańskie władze z powodu ich trudnego położenia geograficznego praktycznie nie kontrolowały.
W okresie najcięższych prześladowań japońscy chrześcijanie cierpieli oczywiście na chroniczny brak kapłanów. Mimo prawnego zakazu kultu chrześcijańskiego w Japonii przez całą epokę prześladowań docierali tam pojedynczy, zagraniczni misjonarze, ryzykując życiem i ciężkimi torturami. 13 sierpnia 1642 roku grupa pięciu jezuitów, wśród których był Polak, o. Wojciech Męciński, została zamordowana w Nagasaki po kilku dniach stosowania na nich tzw. tortury dołu, czyli powieszenia za nogi, głową do dołu. Całkowita liczba ofiar antychrześcijańskiego terroru w Japonii do dziś nie jest znana.
Epoka „miękkiej” dyskryminacji
Chrześcijaństwo w Japonii trwało w podziemiu aż do połowy XIX wieku. W 1867 roku tron objął cesarz Mutsuhito, reformator pełniący podobną rolę w historii Japonii, co Piotr Wielki w Rosji. Otworzył kraj na Zachód, zaprosił zagranicznych przedsiębiorców, zreformował armię i flotę na styl pruski oraz brytyjski i nakazał członkom dworu nosić garnitury, a co dla nas najważniejsze, w 1873 roku wprowadził wolność wyznania. Dopiero wtedy chrześcijaństwo w Japonii zostało „uwolnione” – można było odtąd wyznawać je publicznie, a na Wyspy Japońskie natychmiast podążyły tłumy misjonarzy i nauczycieli, aby katechizować i budować nowe kościoły. Niestety, do tego czasu wyznawców Chrystusa w Kraju Wschodzącego Słońca pozostała zaledwie garstka.
Ponadto, zniesienie prześladowań nie oznaczało zakończenia dyskryminacji. Ta utrzymała się aż do końca II wojny światowej. Szczególne kontrowersje wywoływała kwestia boskości cesarza, na którą przysięgali żołnierze Cesarskiej Armii Japońskiej i marynarze Marynarki Wojennej Japonii. Za odmowę jej złożenia, jak też pod dowolnym, innym pretekstem, chrześcijańscy żołnierze i marynarze japońscy byli chłostani przy kolegach z oddziału, wyznaczani do dodatkowej pracy, zabierano im krzyżyki i książeczki do nabożeństw lub szykanowano na inne sposoby. Podejrzliwość władz japońskich wobec chrześcijan nasiliła się po 7 grudnia 1941 roku, kiedy Japonia zaatakowała trzy państwa chrześcijańskie: Stany Zjednoczone, posiadłości Wielkiej Brytanii oraz Holandii. Dopiero klęska Japonii w wojnie na Pacyfiku, jej kapitulacja i zrzeczenie się boskiego kultu przez cesarza Hirohito umożliwiło uznanie japońskich chrześcijan za pełnoprawnych obywateli. Trzeba przy tym dodać z wielkim smutkiem, że w Nagasaki, mieście zdmuchniętym przez amerykańską bombę atomową 9 sierpnia 1945 roku, mieszkało bardzo wielu chrześcijan.
Epoka wolności... i wyzwań
Dziś Japonia jest państwem demokratycznym, zapewniającym swoim obywatelom wolność wyznania zapisaną w konstytucji. Jednakże według spisu powszechnego z 2010 roku zaledwie 1,16 procenta mieszkańców Japonii to chrześcijanie, z czego tylko 0,4 procenta stanową katolicy.
Czy wciąż istnieje nadzieja na to, że Japonia będzie kiedyś chrześcijańska? Pomimo obecnego braku jakichkolwiek ograniczeń formalnych, wydaje się to zadaniem trudniejszym niż kiedykolwiek wcześniej. Choć nie ma już prześladowań, wiara jest dziś wystawiona na inne zagrożenia – powszechną laicyzację, konsumpcjonistyczny styl życia, relatywizację wartości. Społeczeństwo japońskie ma też ogromny problem z nałogami związanymi z urządzeniami elektronicznymi.
Historia pierwszych lat chrystianizacji Japonii udowodniła jednak, że chrześcijaństwo wcale nie kłóci się z japońskością, że można pogodzić prawdziwą wiarę z piękną i unikalną kulturą tego kraju. Udowadnia to też przykład sąsiedniej Korei Południowej, która w ostatnich latach nawraca się na masową skalę. Jednak aby Japonia stała się wreszcie chrześcijańska, potrzeba znów jakiegoś „Bożego szaleńca”. Kogoś na miarę św. Franciszka Ksawerego, św. Pawła Miki, o. Wojciecha Męcińskiego czy św. Maksymiliana Kolbego, którzy byli gotowi rzucić wszystko i podążać za Chrystusem aż na koniec świata, aż tam, gdzie wschodzi słońce, aż na krzyż – choć dziś nie ma już potrzeby krzyża w dosłownym tego słowa znaczeniu. Czy znajdzie się ktoś taki?
Różniło nas wiele: miejsce pochodzenia, życiowe doświadczenie, wiek i osobiste historie. Jedni przyjechali z dużych miast, inni z małych miejscowości. Niektórzy w ciszy serca nieśli trudne intencje, inni jechali z wdzięcznością za otrzymane łaski. Ale połączył nas jeden cel – chęć oddania czci Matce Bożej w portugalskiej Fatimie.
W dniach 24–28 czerwca odbyła się kolejna już pielgrzymka Apostołów Fatimy do kraju trojga pastuszków. Nasza podróż rozpoczęła się w Lizbonie, mieście o niezwykle bogatej historii, której ślady widać niemal na każdym kroku. Jednym z miejsc, które szczególnie zapadły pielgrzymom w pamięć, był manueliński Klasztor Hieronimitów w dzielnicy Belem, gdzie spoczywa słynny Vasco da Gama.
Wcześniej stanęliśmy przed Pomnikiem Odkrywców – upamiętniającym tych, którzy z odwagą wypływali na nieznane wody, by odkrywać nowe szlaki i nowe ziemie. Okazały monument symbolicznie przypomniał nam, że i my właśnie wyruszyliśmy w szczególną podróż – nie przez oceany, lecz przez głębię swojego ducha…
Tam, gdzie mówiła Maryja
Po kilkugodzinnym pobycie w stolicy Portugalii udaliśmy się do Fatimy, która stanowiła najważniejszy punkt naszej pielgrzymki. Każdego dnia uczestniczyliśmy w porannej Mszy Świętej. Wieczory spędzaliśmy zaś w modlitewnym skupieniu podczas Różańca i procesji światła. Morze świec niesionych przez pielgrzymów z całego świata i wspólne Ave Maria głęboko zapisały się w naszych sercach.
Odwiedziliśmy również Aljustrel – wioskę, z której pochodzili Łucja, Franciszek i Hiacynta. Ich domy, proste i ubogie, uzmysłowiły nam, dlaczego Maryja ukazała się właśnie trojgu małym pastuszkom. Spacerując ścieżkami Drogi Krzyżowej, odtwarzaliśmy ich codzienność pełną modlitwy, ofiary i dziecięcego zawierzenia.
Z kolei Muzeum Fatimskie pozwoliło spojrzeć na objawienia z historycznej perspektywy. Pamiątki po pastuszkach, wota składane przez pielgrzymów, kula z zamachu na Jana Pawła II umieszczona w bogato zdobionej Maryjnej koronie – wszystko to opowiadało jedną historię: o wierze, cierpieniu, nadziei i Bożej obecności w ludzkich dziejach.
Szlakiem portugalskiej historii
W kolejnych dniach odwiedziliśmy inne ważne miejsca dla portugalskiej historii i duchowości. W Batalhi monumentalny klasztor wybudowany jako wotum wdzięczności dla Maryi po zwycięstwie w bitwie pod Aljubarrotą, kluczowym dla samodzielności Portugalii. W miasteczku Alcobaça zatrzymaliśmy się przy grobach króla Pedra i jego żony Inês de Castro, by poznać historię ich tragicznej miłości i uświadomić sobie, że ta bywa silniejsza niż śmierć.
W Nazaré, nad oceanem, wspięliśmy się do sanktuarium Matki Bożej, spoglądając na bezkres wody i powierzając Jej nasze troski i nadzieje. A w średniowiecznym Óbidos, z jego bielonymi domami i wąskimi uliczkami, mogliśmy poczuć się jak pielgrzymi sprzed wieków. Na mnie bardzo duże wrażenie zrobił zamek templariuszy w Tomar. Budowla ta skąpana jest w aurze tajemnicy i mroku, a legendy na temat tego zakonu rycerskiego do dziś krążą po całej Europie.
Dokładne poznanie wszystkich tych miejsc było możliwe dzięki nieocenionej pilot naszej pielgrzymki, pani Ewelinie. Jej olbrzymia wiedza na temat historii Portugalii, lokalnych obyczajów czy aktualnej sytuacji w kraju mogłaby z pewnością zawstydzić niejednego rdzennego mieszkańca.
Słowa podziękowania
Kilkudniowy pobyt w Portugalii bez wątpienia był czasem modlitwy, rozmów, radości i wzruszeń. Każdy z nas wniósł coś do tej pielgrzymki. W autokarze, przy posiłkach, w ciszy kaplic i na ścieżkach Fatimy stawaliśmy się wspólnotą, która nie tylko podróżowała razem, ale dzieliła się wiarą.
Na zakończenie pragnę z całego serca podziękować każdej i każdemu z Was za ten wspólnie spędzony czas – za obecność, modlitwę, życzliwość i świadectwo. Szczególne słowa wdzięczności kieruję do naszego duszpasterza, ojca Dariusza, który przez te kilka dni prowadził nas duchowo. Doskonałą puentą całego wyjazdu są jego słowa wypowiedziane do Apostołów Fatimy podczas drogi powrotnej do Polski: Dziękuję Wam za to, że nie była to wycieczka z elementami religijnymi, ale prawdziwa pielgrzymka!
Dla mnie ta pielgrzymka miała również szczególny, osobisty wymiar. Właśnie 13 maja 2017 roku – dokładnie w setną rocznicę pierwszego objawienia w Fatimie – wziąłem ślub. Wówczas data ta wydawała mi się jedynie zbiegiem okoliczności. Dziś wiem, że była to zapowiedź i zaproszenie, którego głębię zacząłem rozumieć dopiero w trakcie pobytu w Fatimie.
* * *
Spotkanie Apostołów Fatimy w Zawoi
W dniach 26–29 maja grupa Apostołów Fatimy gościła w Zawoi, która przywitała nas wprawdzie chłodem i deszczem, jednak wszyscy uczestnicy przyjechali z niezwykle pozytywnym nastawieniem. Spotkanie rozpoczęło się od wystąpienia Sławomira Skiby, wiceprezesa Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi, który przypomniał o misji i najważniejszych akcjach Stowarzyszenia, po czym uczestnicy obejrzeli film o Objawieniach Fatimskich. Następnie wspólnie odmówiliśmy Różaniec i odśpiewaliśmy litanię loretańską.
Następnego dnia Apostołowie udali się do sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej w Zakopanem, gdzie uczestniczyli we Mszy Świętej. Następnie zwiedzili ciekawe miejsca, tj. Jaszczurówkę, Czerwony Dwór i urokliwe zakątki stolicy polskich Tatr. Po powrocie do Zawoi p. Jacek Kotula przybliżył wszystkim uczestnikom postać św. Charbela.
28 maja udaliśmy się do Krakowa, gdzie uczestniczyliśmy we Mszy Świętej w Sanktuarium św. Jana Pawła II, a następnie zwiedziliśmy niezwykle interesującą wystawę „Nasz Papież”. Następnie nasza wspólnota udała się do Kalwarii Zebrzydowskiej, by poznać historię i miejsca związane z tym wspaniałym sanktuarium Maryjnym.
Dziękujemy wszystkim za udział w tym niezwykłym kilkudniowym wydarzeniu.
KG
Szanowna Redakcjo!
„Przymierze z Maryją” jest bardzo wartościowym pismem. Cenię inicjatywę i tematykę, jaką poruszacie. Jestem głęboko przekonana, że jest ona właściwa, niebudząca żadnych zastrzeżeń ani uwag. Jest wartością samą w sobie. To samo piękno, jakie ukazujecie w osobie Boga-Stwórcy pogłębia naszą wiarę jeszcze bardziej. Jest drogowskazem, prawdą i życiem. Bóg jest źródłem i twórcą wszelkiego piękna.
Anna z Ostrowca
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Piszę do Państwa pierwszy raz, choć znamy się poprzez listy i wszystkie przesyłki, które od Was otrzymałam i za które bardzo serdecznie dziękuję. Listy czytam zaraz po wyjęciu z koperty, a „Przymierze…” – od początku do końca. Szczególnie dziękuję za życzenie urodzinowe, byłam mile zaskoczona, że ktoś tak dalece pamięta o moich urodzinach. Tyle miłych słów napisanych odręcznie i tak pięknym pismem. Jeszcze raz dziękuję za wszystko, za piękne „Przymierze z Maryją”. Niech Pan Bóg błogosławi na kolejne dni i lata, pozdrawiam Was serdecznie, życzę sił i zdrowia. Szczęść Boże!
Stała czytelniczka Zofia
Szanowny Panie Prezesie!
Z całego serca dziękuję za wszystkie materiały, które od Was otrzymuję: za „Przymierze z Maryją”, „Apostoła Fatimy”, kalendarz, za magazyn „Polonia Christiana” oraz wszystkie inne materiały i upominki. Wszystkie czasopisma czytamy, wzbogacając swoją wiedzę katolicką. Dziękuję za wszystkie akcje, które prowadzicie, bo są bardzo potrzebne. Życzę dalszej wytrwałości w działalności Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi, a Boża Opatrzność niech nad Wami czuwa!
Tadeusz z Pomorskiego
Szczęść Boże!
Dziękuję bardzo za „Przymierze z Maryją” oraz 4. numer „Apostoła Fatimy”. Wszystkie artykuły zawarte w „Przymierzu…” są interesujące. Dużo nowego wnoszą do mojej dotychczasowej wiedzy. Artykuł „Istota postu” autorstwa ks. Bartłomieja Wajdy wskazuje nam drogi, jak rozróżnić istotę postu podjętego z motywu religijnego od „postu”, jako zwykłej czynności świeckiej. Szczególnie zainteresował mnie artykuł „Rozważania o miłosierdziu” autorstwa red. Bogusława Bajora. Moim zdaniem, jeżeli nie będziemy miłosierni wobec osób trzecich, nasze serca staną się zatwardziałe i niezdolne do przykładania miłosierdzia.
Panie Prezesie, w ostatnim liście wspomina Pan o spadku zainteresowania prenumeratą „Przymierza…”. Jestem zdziwiona tą sytuacją, gdyż każdy artykuł, zawarty w nim, czytałam z zaciekawieniem. Wielu rzeczy się uczę i umacniam moją wiarę i miłość do Pana Boga, Jezusa Chrystusa, a także do Matki Najświętszej. Serdecznie pozdrawiam i życzę Wam wszystkiego najlepszego, błogosławieństwa oraz opieki Matki Bożej Fatimskiej.
Maria z Choszczna
Szczęść Boże!
Pragnę z serca złożyć podziękowanie za życzenia z okazji moich urodzin oraz za numery pism: „Przymierze z Maryją” i „Polonia Christiana”, które otrzymuję od Państwa. Uważam, że tematyka zawarta we wspomnianych czasopismach jest zawsze wartościowa i życzyłbym sobie (i Wam), by te wartościowe periodyki – „Przymierze…” i „Polonia…”, rozwijały się i były promowane w naszym Narodzie, który zawsze trwał w wierze katolickiej. Jest to nie tylko moje życzenie, ale też wyrażają je moi Przyjaciele, z którymi dzielę się tymi pismami.
Marian z Garwolina
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Serdecznie dziękuję za „Przymierze z Maryją” oraz kalendarze. Z wielką radością i wdzięcznością przyjmuję wszystkie przesyłki. Stanowią one dla mnie nie tylko źródło duchowego umocnienia, ale także inspirację do codziennego życia w wierze. Chciałabym zapewnić, że zgadzam się z poruszaną tematyką, doceniam trud Redakcji w przygotowywaniu każdego numeru. Artykuły pomagają mi pogłębić moją wiarę, zrozumieć przesłanie Matki Bożej oraz lepiej przeżywać liturgiczne okresy, takie jak Wielki Post czy Wielkanoc. Dziękuję również za przypomnienie o wartości nabożeństw Pięciu Pierwszych Sobót Miesiąca oraz za możliwość zapoznania się z Apostolatem Fatimy. To bardzo cenne materiały, które z chęcią po przeczytaniu przekazuję dalej bliskim. Życzę całej Redakcji Bożego błogosławieństwa i nieustannej opieki Najświętszej Maryi Panny w dalszym szerzeniu tego pięknego dzieła.
Regina z Lubuskiego
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Nawiązując kontakt ze Stowarzyszeniem Ks. Piotra Skargi i wstępując do Apostolatu Fatimy pragnęłam być częścią wspaniałej, katolickiej organizacji. Od 2009 roku otrzymałam od Was książki, figurkę Maryi Fatimskiej, dewocjonalia, różańce, medal czy notes Apostoła Fatimy. Brałam też udział w 2023 roku w pielgrzymce do Fatimy, gdzie uczestniczyliśmy w codziennej Mszy Świętej, a wieczorem w procesjach ze świecami (…). My wszyscy Apostołowie Fatimy w zjednoczeniu z naszym Stowarzyszeniem razem zaufaliśmy Maryi i Panu Jezusowi. Mamy spełniać uczynki miłosierdzia. Zawsze modlimy się przez Maryję do Pana Jezusa. Ona nas kocha i nigdy nie opuszcza. My, katolicy, powinniśmy jak najszybciej ochrzcić swoje dzieci, by nie narażać ich na utratę zbawienia wiecznego. Powinniśmy razem z dziećmi i rodzicami klękać przed wizerunkiem Matki Bożej i modlić się, odmawiając modlitwy „Ojcze nasz” i „Zdrowaś Maryjo” w intencjach wynagrodzenia Panu Jezusowi i Jego Matce za każde skandaliczne i gorszące wydarzenia, za bluźnierstwa i za prześladowanych chrześcijan. Powinniśmy uczęszczać na pielgrzymki i prosić Maryję o wyproszenie wszelkich łask. Powinniśmy też w dni majowe uczęszczać na nabożeństwa Maryjne, a po nich nawiedzać kapliczki i oddawać jej cześć w stosownych pieśniach…
Dziękuję za wszystko. Z Panem Bogiem!
Ewa