
We współczesnym świecie, a także w społeczności chrześcijan istnieje obecnie duża różnorodność w rozumieniu wiary. Bardzo wiele z tych poglądów nie do końca pokrywa się z nauczaniem Kościoła. Z drugiej strony – wiele z tych opinii na temat istoty i natury wiary w pewnej mierze wyraża jakiś jej aspekt. Problem z potocznym jej rozumieniem polega zatem najczęściej nie na tym, że jest ono wprost błędne, ale że jest fragmentaryczne, zredukowane…
Obecnie wiarę najczęściej utożsamia się z deklaracją czy poglądem na temat istnienia Boga. Człowiek wierzący to człowiek, który swoim rozumem uznaje istnienie Absolutu lub – w bardziej wąskim i precyzyjnym znaczeniu – uznaje bóstwo Jezusa Chrystusa. Oczywiście, wiara posiada ów element rozumowy i deklaratywny. Błędem jednak byłoby sprowadzenie jej tylko do poglądu. Istnieje bowiem taka możliwość, że ktoś deklaruje się jako wierzący i rzeczywiście uznaje istnienie Boga, jednak nie posiada wiary nadprzyrodzonej rozumianej jako cnota teologiczna.
Pogląd czy wiara?
Pogląd na temat istnienia Boga jeszcze nie stanowi o wierze, aczkolwiek jest jej niezbywalnym elementem. W ubiegłych dziesięcioleciach w duszpasterstwie dużo mówiono o tak zwanych wierzących, lecz niepraktykujących – i nie chodzi tutaj jedynie o praktykę liturgiczną czy duchową, lecz o aspekt szerszy. Wielu nominalnych katolików uznaje bowiem bóstwo Chrystusa, nie przyjmując jednocześnie pełnego nauczania Kościoła – chociażby w kwestiach moralnych. Innymi słowy – wierzą w Boga i w Chrystusa, jednakże nie w Bogu, Chrystusie i Kościele odnajdują zasadę swojego życia. W takim przypadku powinniśmy raczej mówić o poglądzie na temat Boga, a nie o prawdziwej wierze.
Prawdziwa wiara oprócz tej części intelektualnej posiada także element egzystencjalny. Najprościej można wyjaśnić tę zależność, przyglądając się procesowi rodzenia się wiary i jej dojrzewania.
Pismo Święte mówi, że wiara rodzi się ze słuchania. Oznacza to, że jest ona czymś, co przychodzi do człowieka z zewnątrz, a konkretnie z Objawienia. Człowiek daje posłuch wierze, tzn. przyjmuje jej tezy za wiarygodne. Przyjęcie wiary jest czymś, co posiada podstawę naturalną, jednak nie może obyć się bez łaski.
Sobór Watykański I jako dogmat podaje nam, że poznanie istnienia Boga jest możliwe dla naturalnego rozumu. Zatem to, iż Bóg istnieje, można wywnioskować z samego namysłu nad światem. Jednak teizm sam w sobie nie jest jeszcze tym, czym jest wiara. Jest raczej intelektualnym przeświadczeniem.
Człowiek poszukujący prawdy może zatem sam dojść do poznania istnienia Boga. Nie jest w stanie jednak dojść do poznania Jego istoty i głębi. Innymi słowy możemy naturalnie poznać, że Bóg jest, ale nie potrafimy sami dojść do tego, kim On jest. I tutaj potrzebne jest Objawienie.
Rozum oświecony łaską
Kiedy człowiek poszukujący prawdy zadaje sobie to fundamentalne pytanie: „kim jest Bóg?”, może uzyskać na nie właściwą odpowiedź tylko w Objawieniu. W tym znaczeniu właśnie wiara rodzi się ze słuchania. Oczywiście, rozpoznanie prawdy w Ewangelii nie jest już kwestią czystego rozumu. Prawdę Ewangelii rozpoznajemy dzięki temu, że nasz rozum zostaje oświecony łaską. Słowo Boże nie jest jedynie prostą informacją – to słowo samego Boga! Z tego względu Dobra Nowina, kiedy ją słyszymy i przyjmujemy, oświeca nas. Dlatego rozum człowieka, który przyjmuje prawdę Ewangelii, jest już oświecany i wspierany łaską Bożą. I dopiero w momencie tego Boskiego oświecenia może przyjąć wiarę. Dzieje się to poprzez akt przyjęcia prawdy niesionej przez Kościół.
Przylgnąć do prawdy
Łaska wiary nadprzyrodzonej zostaje nam udzielona w sakramencie Chrztu Świętego. Przed przyjęciem chrztu (mamy teraz na myśli osoby dorosłe) pod wpływem łaski Bożej uznajemy Ewangelię za wiarygodną. W momencie przyjęcia tego sakramentu otrzymujemy dar nadprzyrodzonej wiary.
Ta wiara nadprzyrodzona jest samym Bożym światłem, które staje się udziałem człowieka. Osoba wierząca nie tylko podziela swoim własnym rozumem prawdę Bożą, ale ma także w tym świetle udział. I tutaj dochodzimy do owego czynnika egzystencjalnego…
Na poziomie natury człowiek kieruje się w życiu własnym rozumem i własnym rozeznaniem. Przyjąwszy wiarę, rozum zostaje wyposażony w światło nadprzyrodzone. To oznacza, że człowiek w swoim życiu nie potrafi już ignorować Ewangelii i nauczania Kościoła. Wiarę rozpoznajemy zatem nie przez to, na ile nauczyliśmy się teologii, ale na ile przylgnęliśmy do jej prawdy. Zatem teolog znający wszystkie dogmaty, lecz kwestionujący je, ma mniejszą wiarę od wiernego świeckiego, który być może nie wszystko potrafi wyjaśnić i nazwać, lecz dla którego prawdy wiary są fundamentem. Przykładowo, teolog może doskonale znać antropologię chrześcijańską, a jednocześnie ją kwestionować (co jest świadectwem braków w wierze). Tymczasem wierny świecki być może nie zna niuansów dogmatu antropologicznego, lecz twardo obstaje za tym, że dzieci nienarodzonych nie wolno zabijać, a małżeństwo to związek kobiety i mężczyzny. Twardo trwa przy tym, gdyż jest przywiązany do wiary. Teolog może snuć rozważania na temat natury Mszy Świętej, natomiast prawdziwie wierzący nie wyobraża sobie dnia świętego bez Najświętszej Ofiary, którą być może intelektualnie mniej rozumie.
Zatem wiara to nie tylko pogląd, ale to przylgnięcie całym życiem do tego, co objawił Bóg. A tak zwany „wierzący, lecz niepraktykujący” to sprzeczność sama w sobie.
Wiara upodabnia do Chrystusa
Z drugiej strony nie należy uważać, że samo intelektualne zgłębianie wiary jest nieistotne. Jeśli ktoś przylgnął do Chrystusa i Jego prawdy, to siłą rzeczy będzie chciał ją poznawać. I owo pragnienie i umiłowanie prawdy Bożej, poszukiwanie jej i usiłowanie zrozumienia w celu jeszcze głębszego przylgnięcia do niej zawsze było nazywane prawdziwą teologią. Stąd też nie można być prawdziwym teologiem bez łaski wiary. Teolog bez wiary to jedynie intelektualista i mędrek, który prawdziwej wierze przygląda się jako czemuś zewnętrznemu.
Z powyższego opisu wynika jeszcze kilka istotnych wniosków. Wiara nie jest i nie może być czymś skrajnie indywidualnym i subiektywnym. Wiara nie jest osobistym, wyrobionym przez siebie poglądem lub sposobem życia. Wiara w ścisłym sensie jest czymś, co zostało objawione i przekazane Kościołowi. Człowiek nie wzbudza w sobie wiary, ale pod wpływem łaski ją przyjmuje. Nie kształtuje jej, lecz kształtuje siebie w jej świetle. To nie człowiek ma ustalać i kształtować wiarę, ale ma kształtować siebie w wierze. Nie oznacza to oczywiście bezrefleksyjności. Wiary nie ustalamy, ale ją zgłębiamy. A im bardziej ją zgłębiamy, tym bardziej możemy do niej przylgnąć. Tymczasem absolutne jej przyjęcie winno ukształtować człowieka tak, że staje się w końcu święty. Wiara bowiem to życie według zasady, którą jest światło Boże. Jest ona zatem posłuszeństwem Bogu w Kościele.
W takim znaczeniu wiara powinna oddziaływać i ogarniać wszystkie sfery ludzkiego życia. Jeśli wierzę, to coraz bardziej zaczynam myśleć tak, jak myśli Bóg – gdyż wiara jest światłem Bożej prawdy i Bożego rozumu, które staje się udziałem rozumu ludzkiego. Jeśli wierzę, to zasady wiary powinny stawać się coraz głębszym wyznacznikiem i zasadą mojego życia. Wiara bowiem upodabnia człowieka do Chrystusa.
Wiara a emocje
Z drugiej strony głęboka wiara nie oznacza jednoznacznego posiadania wiedzy. Pozwala coraz bardziej przylgnąć do nauczania Kościoła i coraz jaśniej rozpoznawać autentyczną prawdę objawioną. Podobnie jest na poziomie emocji – wiara nie musi wzniecać płomienia emocjonalnego. Wierzyć to nie znaczy czuć. Oczywiście, wiara może rodzić uczucia – a nawet powinna je rodzić i przemieniać (podporządkowywać wierze także sferę uczuć). Jednakże na niektórych etapach życia duchowego emocjonalność w wierze może całkowicie zaniknąć. Człowiek wierzący to osoba, która tak przylgnęła do prawdy objawionej w Chrystusie, że się jej trzyma niezależnie od tego, czy coś czuje, czy nie albo czy całkowicie rozumie, czy nie. Wierzący klęka przed Hostią, gdyż wie, że to jest prawdziwy Bóg. A ta prawda jest niezależna od tego, czy to czuję, czy nie, a także niezależna od tego, czy potrafię zrozumieć tę tajemnicę, czy też tego nie potrafię.
Kościół fundamentem
Zatem wiara podporządkowuje sobie i ogarnia wszystkie sfery ludzkiego istnienia. Oświeca rozum, poddaje sobie sferę emocjonalną, kieruje naszą wolą. Może jednak obyć się bez absolutnego rozumienia czy bez odczuwania. Nie może jednak obejść się bez woli – czyli bez życia według zasad wiary.
Jeśli zatem człowiek czegoś nie rozumie, lecz wierzy Kościołowi, to istotnie posiada łaskę wiary. Jeśli żyje tym, co podaje Kościół, chociaż na poziomie emocjonalnym jest obumarły – to także posiada łaskę wiary. Nie jest jednak możliwa taka wiara, która nie oddziaływałaby na całość życia. Zatem twierdzenie, że ktoś wierzy, ale ta wiara nie wyraża się w praktykach pobożnych, jest błędna. Nie można bowiem wierzyć w Boga – przylgnąć do Niego i jednocześnie się nie modlić czy nie uczestniczyć w liturgii, w której On prawdziwie jest obecny. Taka wiara jest pozorem. Zatem człowiek, który głęboko „czuje” Boga, sam określa swój pogląd na Jego temat i jednocześnie dystansuje się od praktyk duchowych i Kościoła, ma zdecydowanie mniej wiary niż osoba, dla której Kościół jest fundamentem.
Udział w życiu Bożym
I ostatnia kwestia. Jeśli wiara jest światłem zewnętrznym, pochodzącym od Boga, światłem, które oświeca człowieka, to sama treść wiary nie jest czymś dowolnym. Nie można powiedzieć, że katolik i muzułmanin posiadają wiarę, lecz treść tej wiary jest inna. Ojcowie Kościoła byli bardzo świadomi tej zależności. Odrzucenie dogmatów Maryjnych czy odmienne rozumienie Eucharystii to nie jest inna wiara – bo wiara jest tylko jedna – ale jest to brak lub też ubytek wiary.
Wiara jest więc darem Bożej łaski. Jest skarbem, który otrzymaliśmy niezasłużenie. Otrzymaliśmy ją od Boga za pośrednictwem Kościoła w sakramentach. Daje nam ona udział w życiu Bożym. Uczy nas, kim jest Bóg. Pozwala nam wejść w Jego logikę i w Jego życie. Daje nam udział w tym Jego życiu. Tylko dzięki wierze możemy żyć z Bogiem i żyć Jego życiem. Wiara w ten sposób jednoczy z Bogiem. I z tego względu nie jest ona jedynie czynnikiem kształtującym nasze życie doczesne. Wiara daje nam zbawienie – bo zbawieniem jest poznanie i zjednoczenie z Bogiem. Dlatego też Chrystus Pan mówi, że kto uwierzy, będzie zbawiony, a kto nie uwierzy, będzie potępiony. Stąd też, jak świadczy o tym List do Hebrajczyków, „bez wiary nie można podobać się Bogu” (por. Hbr 11,6). Wiara zatem jest skarbem, który należy chronić najbardziej ze wszystkich naszych skarbów. Jeśli bowiem stracimy wiarę, to utracimy Boga i życie wieczne, które jest w Nim.
Kilka miesięcy temu moja starsza córka – Kinga – zapytała: Tato, ilu masz przyjaciół? Moja odpowiedź brzmiała: Jednego – wujka Kacpra, na co Kinga zareagowała słowami: Uuuuu… To bardzo mało. Podejrzewam, że nie zrozumiała nic z mojego miniwykładu, iż nie liczy się ilość, tylko jakość… Kacper nigdy mnie nie zawiódł; gdy tylko może, służy mi pomocną dłonią; nie wstydzi się odmawiać ze mną publicznie Różańca; zawsze potrafi mnie wysłuchać, gdy trzeba – pocieszyć lub przywołać do porządku…
Na pewno każda z osób czytających ten tekst ma teraz przed oczami swojego przyjaciela lub przyjaciółkę, którzy czasem potrafią być bliżsi niż rodzeństwo. Jak zareagowalibyście, Drodzy Państwo, gdybym poinformował, że pewnego wrześniowego, deszczowego tygodnia miałem zaszczyt i przyjemność poznać kilkanaście osób, których tak jak Kacpra mógłbym nazwać moimi przyjaciółmi? Tak, tak… Spotkałem takich ludzi i – co ciekawe – wszyscy znajdowali się w jednym miejscu, czyli Centrum Szkoleniowo-Konferencyjnym im. Ks. Piotra Skargi w Zawoi. Tak, proszę Państwa, chodzi o Apostołów Fatimy i ich bliskich, którymi dane mi było opiekować się podczas wyjazdu pielgrzymkowego po Małopolsce.
Pięć dni…
W ciągu trwającego pięć dni wyjazdu wysłuchałem dziesiątek przeróżnych – czasem smutnych, niekiedy poruszających, często zabawnych, ale zawsze opowiedzianych z pasją – historii, rozmawiałem na setki różnych tematów i odmówiłem niezliczoną liczbę przepięknych modlitw, litanii i koronek, ale o tym za moment…
Wszystko zaczęło się w poniedziałek od mojej… nadmiernej pewności siebie. Na niebie pięknie świeciło słońce, chmury znajdowały się gdzieś hen, daleko, a temperatura zdawała się z każdą minutą rosnąć. Mając to wszystko na uwadze, powiedziałem sam do siebie: Niemożliwe, żeby z dnia na dzień pogoda zmieniła się tak jak to zapowiadają. A prognozy głosiły, że nadchodzi tydzień deszczu, a temperatura spadnie o niemal 20 stopni. Ja jednak nie wziąłem ani kurtki, ani żadnego okrycia przeciwdeszczowego…
W Krakowie i Kalwarii…
I tak oto nastał wtorek. Bardzo szybko przekonałem się, że prognozy tym razem się sprawdziły. Apostołowie Fatimy patrzyli na mnie z lekko zażenowanym uśmiechem – jakby prawie wszyscy chcieli mi powiedzieć: A nie mówiliśmy?…
No nic… Trzeba ruszać w drogę. Pierwszym punktem na naszej pielgrzymkowej mapie było Sanktuarium św. Jana Pawła II w Krakowie. Równo w południe wzięliśmy udział we Mszy Świętej, po której odmówiliśmy Koronkę do Bożego Miłosierdzia wraz z Litanią do Najświętszego Serca Pana Jezusa, a następnie mieliśmy możliwość zwiedzania wraz z przewodnikiem miejscowego muzeum i całego sanktuarium. Dla mnie osobiście najważniejszym punktem tegoż zwiedzania była kaplica Świętej Kingi. Kto nie wie dlaczego, tego odsyłam do początku czytanego właśnie teraz tekstu.
Kolejnym punktem naszej trasy była Kalwaria Zebrzydowska i… czy trzeba pisać coś więcej? Napisać, że jest to jedno z najwspanialszych miejsc na duchowej mapie Polski, to nic nie napisać. Powiedzieć, że Apostołowie Fatimy, mimo nieustannie padającego deszczu, byli zachwyceni zarówno, jeśli idzie o doznania turystyczne oraz przede wszystkim religijne, to jakby nic nie powiedzieć.
Ze św. Charbelem…
Niezwykle wzruszającym momentem był dla mnie środowy poranek, kiedy to każdy z obecnych na naszej pielgrzymce zapytał mnie: czy weźmiemy udział we Mszy Świętej. Tak się stało i to pomimo faktu, że musieliśmy przejść pieszo półtora kilometra w nieustających strugach deszczu.
Środa w ogóle była „dniem na odpoczynek”. Apostołowie Fatimy mogli przeżyć ten dzień w dowolny sposób. Zdecydowali jednak, że spędzą go na wspólnej modlitwie i wysłuchaniu kilku przesłań duchowych, jakie dla nich przygotowałem. Na koniec dnia odwiedził nas Jacek Kotula. Wygłosił on poruszający wykład o św. Charbelu Makhloufie, podczas którego mogliśmy uczcić jego relikwie. Następnie odśpiewaliśmy Apel Jasnogórski.
Fatimskie Sanktuarium na Krzeptówkach
Czwartek z kolei był dniem kulminacji złych warunków atmosferycznych. Tego dnia mieliśmy się udać do Zakopanego do Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej na Krzeptówkach. Nie dość, że deszcz padał i padał, to jeszcze – jak to w Zakopanem – mocno dawał o sobie znać porywisty wiatr. Apostołowie dzielnie to przetrwali…. Po Mszy Świętej zapytałem jednego z kapłanów, czy możemy wspólnie odmówić Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Duchowny oczywiście się zgodził, ale nie to było najbardziej poruszające, tylko to, że do naszej kilkunastoosobowej modlącej się grupy dołączyło kilkadziesiąt osób.
Tak jak wcześniej poinformowałem – starałem się wraz z Apostołami Fatimy odmawiać nie tylko Różaniec i Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Wielu z nich powiedziało, że nie znało wcześniej np. Koronki do Ducha Świętego, Koronki Anielskiej czy też koronek wstawienniczych m. in. do świętego Gerarda, świętego Peregryna czy świętego Franciszka. Odmawialiśmy również litanie, których ja sam nie znałem, jak Litania do Ducha Świętego, po odmówieniu której wywiązała się bardzo ciekawa dyskusja dotycząca wezwania: Duchu Święty, który nas umocniłeś w sakramencie bierzmowania, zmiłuj się nad nami. Apostołowie Fatimy zwrócili uwagę, że tak wielu dziś zapomina, czym jest sakrament bierzmowania i ubolewali, że równie wielu nie chce przyjąć darów Ducha Świętego.
Piękny czas
Cóż więcej mogę napisać? To był naprawdę przepiękny czas. Ludzie, których miałem przyjemność poznać, z którymi rozmawiałem, wspólnie modliłem się i posilałem, są skarbem Kościoła, Polski i naszego Stowarzyszenia. Ja osobiście czułem się, jakbym znał ich od zawsze i jednocześnie mógłbym powiedzieć im o wszystkim, co dobre i co złe. Każdy z Apostołów Fatimy miał swoją własną historię wzlotów i upadków, radości i cierpień, przy których moje problemy są zwykłą błahostką. Każdy jednak przetrwał dobry i trudny czas dzięki wierze w Chrystusa – naszego Pana i Zbawiciela!
Szanowni Państwo!
Cieszę się ze wszystkich kampanii, jakie prowadzicie. Jako osoba wierząca uważam, że jest to wspaniała uczta duchowa. Oglądałam jubileusz Stowarzyszenia ks. Piotra Skargi i życzę Wam wszelkiego dobra. Bóg Wam zapłać za wszystkie lata. Zostańcie z Bogiem!
Barbara ze Środy Śląskiej
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Jestem pełna podziwu za to, co Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi robi na rzecz rodzin. Ja prawdziwie wierzę, że rodzina jest podstawą ładu i porządku społecznego oraz istotnych wartości dla funkcjonowania społeczeństwa. Jestem bardzo wdzięczna Panu Prezesowi za tę kampanię, dzięki której ludzie mogą zrozumieć, co to znaczy być prawdziwym chrześcijaninem. Bardzo pragnę, by nasza polska rodzina stała się miejscem modlitwy, pokoju i chrześcijańskich wartości, na wzór Świętej Rodziny z Nazaretu.
Najświętsza Rodzino, bądź naszą obroną! Tego bardzo pragnie polskie społeczeństwo!
Janina z Lubelskiego
Szczęść Boże!
Jako Apostołka Fatimy jestem bardzo zadowolona z akcji na rzecz rodziny, ponieważ właśnie rodzina jest najważniejsza. W naszym kraju niestety niszczy się ją najbardziej, jak tylko się da. Mam nadzieję, że Matka Boża pomoże Wam ją obronić. Bez rodzin jesteśmy skończeni. Cieszę się, że są takie akcje jak Wasza. Bardzo proszę o modlitwę – o to żebym wyszła z nowotworu.
Bóg zapłać!
Helena z Krakowa
Szczęść Boże!
Bardzo dziękuję za przepiękne materiały z niedawnej kampanii, a w szczególności za piękną tabliczkę z wizerunkiem Świętej Rodziny. Uważam, że jest to najpiękniejsza akcja z dotychczasowych, które znam. Gratuluję kreatywności! Niech Duch Święty prowadzi Was każdego dnia.
Roman ze Rzgowa
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Od kilku lat moje życie toczy się w cieniu trudnych doświadczeń, które jednak zbliżyły mnie do Jezusa i Maryi. Przez długi czas zmagałam się z problemami rodzinnymi – mąż był chorobliwie zazdrosny, atmosfera w domu była pełna napięcia, a ja nie miałam siły, by się bronić. Do tego doszły obowiązki wobec dzieci, chora siostra i matka w szpitalu. Czułam się przytłoczona, rozważałam rozwód, ale modlitwa dawała mi nadzieję. Prosiłam Boga, by pomógł mi przetrwać albo zakończyć to, co mnie niszczyło. W 2023 roku moje zdrowie załamało się. Trafiłam do szpitala z hemoglobiną na poziomie 6. Przeszłam transfuzję, badania wykazały guzy, zapalenia jelit, wątroby, nadżerki. Lekarze podejrzewali nowotwór. Byłam słaba, nie mogłam jeść ani się modlić. Mimo to ofiarowałam swoje cierpienie za grzeszników. W styczniu 2024, w święto Matki Bożej Gromnicznej, miałam trafić do szpitala, ale mnie nie przyjęto. Oddałam wszystko Bogu, prosząc o siłę i prowadzenie. W kwietniu usłyszałam wewnętrzny głos: „26 kwietnia otrzymasz dobrą wiadomość”. I rzeczywiście – hematolog powiedziała, że przeszczep szpiku nie będzie konieczny. W czerwcu przeszłam operację, podczas której miałam mistyczne doświadczenie. To wydarzenie umocniło moją wiarę. Wróciłam do zdrowia, choć ZUS odmówił mi świadczeń, a sąd pracy nie uwzględnił mojej sytuacji. Mimo to wróciłam do pracy w DPS. Zaangażowałam się w modlitwę za kapłanów w ramach Apostolatu Margaretka i Róż Różańcowych. Mam 14 kapłanów pod opieką modlitewną i 8 róż. Codzienna modlitwa daje mi siłę. W styczniu uczestniczyłam w Dniu Skupienia w Licheniu. To głęboko poruszyło moje serce. Doświadczyłam też duchowych ataków – nocą pojawiały się dziwne światła, cienie, głosy. Modliłam się, odpędzałam je, czułam obecność Pana Jezusa, który mnie chronił. Wierzę, że to była próba. Dziś wiem, że Bóg prowadzi mnie przez wszystko. Moje życie się odmieniło. Po latach wróciłam do spowiedzi, przyjęłam Komunię Świętą… Widzę, jak świat się zmienia, jak ludzie oddalają się od Boga, a ja chcę być świadkiem Jego miłości. Dziękuję Bogu za uzdrowienie, za siłę, za prowadzenie. Moje świadectwo to dowód, że nawet w najciemniejszych chwilach można odnaleźć światło – jeśli tylko otworzy się serce na Bożą obecność.
Marzena
Szczęść Boże!
Wasza kampania o Aniele Stróżu jest bardzo potrzebna, aby ludzie w niego uwierzyli, prosili go o potrzebne łaski i modlili się do niego. Wszystkie Wasze akcje są bardzo pożyteczne i potrzebne!
Daniela z Włocławka
Szanowni Państwo!
Dziękuję! Wielkich dzieł dokonujecie. Cieszę się, że należę do Apostolatu Fatimy, że otrzymuję „Przymierze z Maryją”. Bardzo mnie to raduje. Niestety, ogólny kryzys jest odczuwalny. Dzisiaj to wszystko mnie stresuje. Istnieje realne zagrożenie, a społeczeństwo potrzebuje informacji; niestety jest jej mało. Ludzie nadal milczą i stresują się, a władza chce wprowadzać programy deprawujące dzieci i młodzież. Musimy więc uciekać się pod opiekę Świętej Rodziny! Brawo za tę akcję! To jest Boże prawo – proszę nie ustawać!
Mieczysława z Przemyśla
Szczęść Boże!
Bardzo się cieszę, że powstała akcja dotycząca obrony rodziny. Jestem ojcem piątki dzieci, dzięki którym jestem dumny i szczęśliwy. Dziękuję Bogu za ten wspaniały dar. Proszę o Jego błogosławieństwo dla wszystkich rodzin w naszej Ojczyźnie! Święty Józefie, módl się za nami!
Jan z Lubelskiego
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Bardzo dziękuję całemu Stowarzyszeniu za wszystkie akcje i za „Przymierze z Maryją”. Wasze kampanie prowadzą do szczęścia Bożego na tym świecie i pięknego życia w Niebie. Bóg zapłać, że przyjmujecie to potrzebne natchnienie od Ducha Świętego.
Apostołka Agnieszka z Łódzkiego