Z dziecięcej biblioteczki
 
Nasza gwiazdka
Zofia Poreyko

Był to jeden z tych szarych grudniowych dni, kiedy bezsłoneczne, mgliste i chmurne popołudnie prawie nie różni się od wieczoru…

Jednak naszej czwórki nie usposobiła źle smutna pogoda; weseli wracaliśmy ze spaceru. Tyle miłych chwil przeżyliśmy po drodze przy wystawach z zabawkami. Zdawało nam się, że śmieją się do nas lalki, że mrugają do nas konie na biegunach, że nam grają instrumenty do muzyki dziecięcej – że puka strzelba, leci strzała, a ołowiane żołnierzyki maszerują i – poprzez szklaną szybę – cwałują ku nam na swoich maleńkich konikach. Gwiazdka; dobra, jasna, kochana przyjdzie już niedługo z podarkami i… co przyniesie? Zwykle przynosiła to, czego każde z nas najbardziej chciało, więc i teraz na pewno tak będzie.

Ja dostanę lalkę w niebieskiej sukni, z prawdziwymi włosami… Władek – farby, dużo plasteliny i kredki… Henio – cały warsztat stolarski… Stefanek – konia na biegunach. Marzymy o tym od tygodni i mówimy wieczorami, nim pójdziemy spać. Z wesołym hałasem wpadamy teraz do mieszkania babci, by opowiedzieć jej o tym, cośmy widzieli.
– Babciu, babciu – wołamy, ściskając ją. Lecz ona prędko nas ucisza: – Potem, potem… teraz nie można.

Dopiero teraz spostrzegliśmy, że jakaś biedna kobiecina siedzi na środku pokoju; do niej tuli się dwoje zalęknionych i nieśmiałych dzieci. Kobieta jest zapłakana. Podniosła się na nasze przywitanie i powiedziała z rozrzewnieniem do naszej matki:
– Takie ładne ma pani dzieci i takie zdrowie, mój Boże, i już takie duże… A przecież panią pamiętam taką, jak pani córeczka – wskazała na mnie. Tak samo nosiła Pani włosy w jeden spleciony warkocz.

Patrząc na dzieci kobiety, chciałam powiedzieć: – Jakie mizerne ma pani dzieci… Lecz ponieważ sprawiłabym jej tym przykrość, spytałam tylko dziewczynkę: – Jak masz na imię?
– Stasia – odpowiedziała nieśmiało.
– To i ja mam tak na drugie imię… – powiedziałam. – A skąd przyszliście?
– Z pogrzebu tatusia – odpowiedziała mała. Nie rozumiała jednak swojego nieszczęścia, bo trzymając paluszek w buzi, szczebiotała dalej:
– O, ten pan nas przyprowadził – i wskazała na mojego dziadka, siedzącego w fotelu. – I dał mamie pieniądze…
– Z pogrzebu tatusia? Jakżeż można żyć bez tatusia? – nie mieściło się to w naszych dziecięcych główkach i przytłaczało zupełnie nasze myśli.
Usiedliśmy we czwórkę na kanapie i siedząc tak ciasno i zgodnie, patrzyliśmy bezradnie na kobietę i dzieci. Babcia przyniosła nam obiad i powiedziała: – Nie martwcie się, Janowo, Pan Bóg się wami zaopiekuje, a kiedy was do nas przysłał, to się już wami zajmiemy, jak będziemy mogli…

* * *
Niedługo po tym zawołała nas do siebie mamusia:
– Dzieci, muszę wam coś powiedzieć.
– Na pewno o Janowej – zgadywaliśmy – i o jej dzieciach.
– Tak, o nich… Wiecie już, że im umarł ojciec. Wszystko poszło na leczenie, nawet łóżko, krzesła, ubrania. Nie ma nic w ubogiej izbie. Trochę bielizny w kuferku – to wszystko. Janowa mogłaby teraz cały dzień pracować, gdyby oddała dzieci do ochronki, ale one nie mają ciepłych ubrań. Te, które mają, pożyczyła sąsiadka na pogrzeb ojca.
Słuchaliśmy ze zdumieniem, nigdy jeszcze nie słyszeliśmy o takiej biedzie…
– Co im damy, mamusiu? – pytaliśmy ze wzruszeniem.
– Wiecie, że dużo im potrzeba. Pomyślałam sobie, że moje dzieci mają dobre serduszka i że wyrzekną się choinki i gwiazdki, a ja za to kupię Janowej i jej dzieciom przynajmniej najkonieczniejsze rzeczy.
– Dobrze, mamusiu! – wołaliśmy z radością, a ona patrzyła na nas z matczyną dumą, przez łzy…

* * *
Przyszła wigilia. Skromną wieczerzę zjedliśmy ciszej niż zwykle.
Po wieczerzy nie czekała na nas gwiazdka ani choinka. Nic… W sąsiednich oknach jarzyły się już tu i ówdzie choinki. U nas było pusto.
Odczuliśmy, że wyrzekliśmy się czegoś bardzo znacznego. I było nam smutno.

Widziała nasz smutek mamusia i odczuła to głębiej niż my. Chciała jednak, byśmy dali wszystko, cośmy przyrzekli, i najmniejszej nie sprawiła nam gwiazdki.
W pewnym momencie zaczęła śpiewać: Jezu malusieńki, leży nagusieńki, płacze z zimna, nie dała Mu Matusia sukienki… Głos mamusi dźwięczał jakąś szczególną serdecznością.

Podeszła do nas babcia i, przytulając nas do piersi, mówiła wzruszonym, cichym głosem:
– No, cieszcie się moje dzieci, cieszcie się, bo wyście dzisiaj naprawdę ucieszyły Dzieciątko Jezus, ogrzałyście Je swoją miłością i uradowały swoją ofiarą.
Dobre słowa babci rozwiały nasz smutek. Nieśmiało, potem coraz głośniej i raźniej poczęliśmy śpiewać z dziadkami i rodzicami różne kolędy.
Kiedy nuciliśmy Lulajże, Jezuniu… to zdawało się nam, że jesteśmy w pierwszym rzędzie najmłodszych pastuszków i razem z nimi usypiamy Dzieciątko Boże…
Zofia Poreyko

ilustracja: Jacek Widor
Powyższa opowieść ukazała się w „Rycerzyku Niepokalanej” w grudniu 1937 roku. Pisownia została uwspółcześniona.



NAJNOWSZE WYDANIE:
Wzór męża i ojca
Wielu z nas ma wielkie nabożeństwo do świętego Józefa. Prosimy go o pomoc między innymi w problemach rodzinnych czy w sytuacjach trudnych. Dlaczego tak się dzieje? Nie mamy przecież o nim większej wiedzy, bo i Ewangelie poświęciły mu niewiele miejsca.

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 
Opatrzność Boża czuwa nade mną

– Jestem sympatykiem Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi od wielu lat. Podoba mi się to, że bronicie fundamentalnej, a nie liberalnej wiary katolickiej oraz poruszacie temat prześladowań i działań przeciw naszemu Kościołowi. Martwię się tym chaosem, który jest obecnie w Kościele – mówi Pan Józef Łazaj należący do Apostolatu Fatimy od 2019 roku. W tym numerze naszego pisma prezentujemy jego świadectwo.

 

W tym roku będę obchodził z żoną 58. rocznicę ślubu i sam skończę 80 lat. Mamy dwójkę dzieci, oboje dali nam pięcioro wnuków i troje prawnuków. Wielokrotnie w swoim życiu doświadczyłem działania Opatrzności Bożej, której każdego dnia się powierzam i która nade mną czuwa, o czym jestem głęboko przekonany. Żeby nie być gołosłownym Pan Józef opowiada jedną z historii, która zdarzyła się, zanim przeszedł na emeryturę.

Świadectwo


W zakładzie pracy mieliśmy pasiekę. Pewnej czerwcowej niedzieli jechałem drogą leśną z Żyglinka do Nakła Śląskiego, przez Świerklaniec, by skontrolować lot pszczół. Żadnego ruchu na drodze, słońce świeciło wprost w oczy. Na liczniku skromne 120 km/h. W pewnym momencie, zupełnie nieoczekiwanie, w odległości około 10–15 metrów przed sobą zauważyłem przechodzącego, w poprzek drogi, łosia. Na hamowanie nie było już czasu, krzyknąłem tylko: „Jezu” i gwałtownie skręciłem w prawo, chcąc rowem ominąć potężne zwierzę. Nie potrafię odpowiedzieć, jak to się stało. Droga stosunkowo wąska, pobocza prawie nie było, a ja wyjechałem na drogę bez wstrząsu, bez uszkodzeń. Zatrzymałem się po kilkudziesięciu metrach. Cały trzęsący się z wrażenia, spojrzałem do tyłu – przez drogę przechodził drugi łoś. Gdy wracałem, oglądałem to miejsce. Nie mogłem uwierzyć, pobocze bardzo wąskie z wyrwami, wkopany kamienny słupek. Jakim cudem wyszedłem z tego cało, nie wiem. Mogłem tylko przypuszczać, że mój krzyk o pomoc został wysłuchany. Ten przypadek na wiele lat pozbawił mnie poczucia bezpieczeństwa przy jeździe przez las.

Rodzina szkołą życia i wiary


Urodziłem się w Woźnikach Śląskich. Pochodzę z wielodzietnej rodziny robotniczej. To była rodzina zwarta i kochająca się. Panowała w niej dyscyplina, której dziś w rodzinach brakuje. Ojciec pracował jako robotnik leśny, a pomagali mu najstarsi moi bracia. Mieliśmy też małe gospodarstwo. Kiedy ojciec wstawał o brzasku i szedł kosić łąkę, to ja szedłem później z młodszą siostrą Ireną tę trawę rozrzucać i suszyć, a kiedy on, spracowany po całym dniu, wieczorem, klękał przy łóżku, to dla mnie był to autorytet i widok, którego nigdy nie zapomnę. Wszyscy pracowali ciężko i choć przy pracy niewiele mówiło się o Bogu, to ten Bóg był zawsze blisko. Dla wszystkich było oczywiste, że w niedzielę idzie się do kościoła. Wiara nie podlegała żadnym wątpliwościom.

Szykany za sprzeciw


Skończyłem szkołę podstawową w miejscowości Dyrdy, liceum ogólnokształcące w Tarnowskich Górach, a 2-letnie technikum górnicze w Chorzowie-Batorym. Gdy w 1965 roku biskupi polscy napisali słynny list do biskupów niemieckich, komuniści organizowali masówki, podczas których krzyczano: „Jakim prawem przebaczają?”. Ja się odezwałem, broniąc polskich hierarchów; z tego powodu byłem gnębiony i nawet chciano mnie wyrzucić ze szkoły, ale wszystko skończyło się dobrze: zdobyłem tytuł technika-górnika i rozpocząłem pracę w odkrywkowej kopalni dolomitu i w tej branży, na wielu stanowiskach, przepracowałem aż do emerytury.

Wiary trzeba bronić!


Już w okresie komuny miałem świadomość, że naszej wiary trzeba bronić i z takim nastawieniem żyję cały czas, bo wciąż widzę, że jest ona atakowana przez system, później przez liberalizm. Po przejściu na emeryturę czytałem bardzo dużo książek katolickich i zgromadziłem bardzo bogatą bibliotekę religijną, w której największym skarbem jest mistyczne, cudowne dzieło Marii Valtorty, pt. Poemat Boga-Człowieka. Dzięki temu moja wiedza i świadomość religijna bardzo mocno się rozwijały.


Na Facebooku toczę na temat wiary zacięte dyskusje, w których wykorzystuję wiedzę zdobytą m.in. dzięki artykułom publikowanym w „Przymierzu z Maryją”. Prowadzę bloga, (myslebowierze.pl), gdzie publikuję artykuły poświęcone obronie wiary. Co istotne, na blogu tematy te są trwałe i dostępne, a na Facebooku są usuwane i znikają. Cieszę się z tego, co robię, i jestem przekonany, że są to działania niezbędne i konieczne, bo jeśli nie będziemy bronić naszej wiary, to jej przeciwnicy zapędzą nas do katakumb lub uznają, że jest to tylko nasza prywatna sprawa i wtedy nie będziemy mogli się w ogóle odzywać.

Moja książka


Zdecydowałem się nawet napisać książkę w obronie wiary, w której starałem się zestawić wszystkie elementy świata, które noszą znamiona cudów lub są cudami. Książka nosi tytuł Dlaczego? i jest opatrzona mottem: Dlaczego ludzie żyją dzisiaj tak, jakby Boga wcale nie było? Wydałem tę książkę za własne pieniądze, a cały nakład w większości rozdałem.


Oprac. JK

 


Listy od Przyjaciół
 

Szczęść Boże!

Jestem bardzo wdzięczna Redakcji za tak piękną pracę. 25-lecie istnienia Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi to dowód na to, że potrzebna jest taka działalność tysiącom polskich rodzin, jak również nam wszystkim. To pobudza serce i otwiera umysł na wiarę katolicką. Jeszcze raz serdecznie dziękuję za wyróżnienie w postaci pamiątkowego dyplomu i modlitwy Sługi Bożego Ks. Piotra Skargi.

Anna z Ostrowca Świętokrzyskiego

 

Szanowni Państwo!

Od dawna otrzymuję od Państwa „Przymierze z Maryją”. Na mojej ścianie też co roku wisi piękny kalendarz z Matką Bożą. Jakiś czas temu hojnie wspierałem Państwa działalność. Od tego czasu zdążyłem się ożenić, mam dwójkę wspaniałych dzieci. Razem z żoną wychowujemy je w duchu katolickim. Od czasu, gdy wspierałem Państwa moja sytuacja ekonomiczna nieco się pogorszyła, już nie jestem kawalerem, który swobodnie może dysponować swoimi zasobami. Może jednak wkrótce będę mógł wesprzeć Państwa działalność jakąś kwotą, bo uważam, że jest ona szlachetna i ważna.

Paweł


Szanowny Panie Prezesie!

Na wstępie pragnę Pana przeprosić za wieloletnie milczenie. Mimo braku reakcji z mojej strony, przysyłał mi Pan każdego roku kalendarz. Chociaż na to nie zasługiwałam, bardzo sobie to cenię. Kalendarze przypominają mi o każdym święcie kościelnym. Myślę, że miała w tym udział Fatimska Pani, której kapliczką obok naszego kościoła przez kilkanaście lat się opiekowałam. Od dwudziestu dwóch lat jestem na emeryturze, a głównym moim zajęciem są obecnie wizyty u lekarzy, w aptekach, na badaniach, no i oczywiście prace domowe. Kończąc, serdecznie Pana pozdrawiam, życzę wielu wspaniałych Przyjaciół, a przede wszystkim, aby Matka Najświętsza wspierała wszystkie inicjatywy podejmowane przez Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi.

Maria z Lubelskiego

 

Szczęść Boże!

Bardzo dziękuję za kolejną kampanię, od której zależy los i przyszłość naszej katolickiej Polski. Tak wielu Polaków zmieniło życie i poglądy po pandemii. Od nas, Apostołów, wymaga się budzenia sumień naszych rodaków, żeby nie odeszli od chrześcijańskich korzeni. Bóg zapłać za tak cudowne Wasze dzieło. Niech Wam Bóg błogosławi!

Anna z Małopolski

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Szanowny Panie Prezesie! Serdecznie dziękuję za dotychczasową korespondencję, która służy Czytelnikom w dziele popularyzacji Orędzia naszej Fatimskiej Pani, rozpala ogień patriotycznej miłości do naszej ukochanej Ojczyzny i podejmuje jakże niezbędną dla nas troskę o rozwój cywilizacji łacińskiej, a przede wszystkim jej trwanie w Europie i na świecie. Jestem Panu i Stowarzyszeniu, któremu Pan przewodzi, szczerze i serdecznie wdzięczny i mniemam, że tak czyni wielu Księży i Rodaków w Polsce i na emigracji. Niech te Wasze starania i trud wokół tej sprawy oraz tych tematów wynagrodzi Boża Opatrzność. Za przesłane egzemplarze „Przymierza z Maryją” serdecznie dziękuję. Staram się rozprowadzić je wśród moich najlepszych znajomych i przyjaciół.

Ks. Kazimierz

 

Szczęść Boże!

Dziękuję bardzo za piękny kalendarz „366 dni z Maryją” na 2024 rok, który poświęcony jest szkaplerzowi świętemu. Kalendarz jest bardzo ciekawy i pięknie wydany. Nie o wszystkich przedstawionych szkaplerzach wiedziałam, ale też nie wszystkie można przedstawić w kalendarzu ze względu na objętość. Tak samo jak Pana pragnieniem, tak również i moim jest, aby ten kalendarz trafił do jak największej liczby osób. Pozdrawiam serdecznie.

Lucyna z Bydgoszczy

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Na początku dziękuję serdecznie za przesłany kalendarz „366 dni z Maryją” na rok 2024. Dziękuję też za grudniowe „Przymierze z Maryją”. Dostałam również 4. numer „Apostoła Fatimy”. Przeczytałam list od Pana Prezesa i świadectwa ludzi, którzy są Apostołami Fatimy. Proponuje Pan, abym opowiedziała swoją historię. Moja historia nie jest niestety chwalebna. Żyłam bardzo daleko od Boga i Kościoła świętego. W zasadzie to nie było życie. Moja mama, bardzo pobożna niewiasta, modliła się za mnie, również kapłani modlili się za mnie. Kiedyś, gdy leżałam i czułam od nóg drętwienie, poczułam trzy pocałunki tak gorące i pełne miłości, że zapragnęłam żyć. Mama była przy mnie, wyciągnęłam ręce do niej i pomogła mi wstać. Teraz sama jestem mamą i wiem, co czuła moja, kiedy żyłam daleko od Boga…

Anna


Szczęść Boże!

Dziękuję za wielkie zaangażowanie i tak wspaniałe dzieło, jakie tworzycie. Dziękuję też za list, „Przymierze z Maryją” i drugi kalendarz z Maryją. W świątecznym „Przymierzu…” opisaliście różne ciekawe tematy związane z Bożym Narodzeniem np. jak godnie przeżyć Wigilię i narodziny Chrystusa. Dziękuję jeszcze za dwa wspaniałe upominki: szopkę bożonarodzeniową i kartę z modlitwą o triumf wiary katolickiej. Nie możemy ani na moment przestać działać na rzecz obrony wiary. Ja w miarę swoich możliwości finansowych, jak do tej pory, gdy zdrowie pozwoli, będę nadal wspierać Was swoim „groszem”… W modlitwach często polecam Bogu i Matce Najświętszej całe Stowarzyszenie. Szczęść Wam Boże na dalsze lata!

Z Panem Bogiem

Stefania z Płocka

 

Szanowni Państwo!

Mozambik jest jednym z najbiedniejszych państw świata i wszelka pomoc materialna, a nade wszystko duchowa, jest nieodzowna. Wsparcie Stowarzyszenia dla tych społeczności jest wielką radością, gdyż mogą z nadzieją budować swoją przyszłość i wieczność! Szczęść Wam Boże!

Marek z Lublina