Święte wzory
 
Św. Jan Kanty - jałmużnik i uczony

W zachowaniu postów był pilny, w cierpliwości łaskawy, w wierze pomocny, w miłości gorący, w pokorze niski, w rozmyślaniach tajemnic Bożych wysoki, w oczekiwaniu mocny, w wytrzymałości mężny – pisał o św. Janie z Kęt (Janie Kantym) ks. Piotr Skarga. Św. Jan był profesorem, opiekunem młodzieży uniwersyteckiej, ojcem ubogich, patronem wielu uniwersytetów i kolegiów. Nauka była dla niego jednym ze środków prowadzących do ideału świętości. Innym była pokora, a jeszcze innym – pogarda dóbr materialnych.

Istnieje wiele legend i opowieści o św. Janie z Kęt, w których często wydarzenia prawdziwe mieszają się z legendą. Świadczą one o wielkiej otwartości mistrza Jana na prostych, ubogich ludzi. Przebija z nich obraz człowieka wrażliwego, który bez wahania dzielił się z potrzebującymi, a za otrzymane dobro odwdzięczał się z nawiązką.

Jedna z opowieści mówi, że w czerwcu 1464 r. przechodząc przez rynek krakowski sędziwy profesor Akademii Krakowskiej zobaczył płaczącą dziewczynę. Czuły na nieszczęście bliźnich zainteresował się powodem jej smutku. Okazało się, że dziewczyna rozbiła dzban, w którym niosła mleko. Płakała lękając się kary, jaką spodziewała się ponieść z ręki srogiej pani, u której była służącą. Święty zebrał skorupy i zaczął się modlić. Nieoczekiwanie dzban w cudowny sposób zrósł się. Służąca zgodnie z poleceniem dobroczyńcy napełniła naczynie wodą z płynącej pod murami miasta Rudawy. Jan Kanty pomodliwszy się nad dzbanem, oddał go dziewczynie. Był pełen mleka...

* * *
Gdy w Święta Bożego Narodzenia, idąc w nocy na Jutrznię, Jan Kanty spotkał leżącego na ulicy żebraka, który drżał cały z zimna i prosił o zlitowanie, nie namyślając się wiele ściągnął z siebie płaszcz i okrył nim biedaka. Legenda głosi, że po powrocie do domu znalazł tę szatę w swym mieszkaniu.

* * *

Podczas pieszej wędrówki przez podkrakowskie wsie św. Jan z Kęt spotkał żeńców ścinających zboże. Chłopi chętnie wdali się w rozmowę z wędrowcem, a gdy zorientowali się, że od rana nic nie jadł, podzielili się z nim własnym posiłkiem. Wdzięczny profesor podarował im obraz NMP. Umieszczony w miejscowym kościele wizerunek Matki Bożej Lisieckiej zasłynął wieloma cudami.

Z Kęt do Akademii

Św. Jan przyszedł na świat 24 czerwca 1390 r. Miejscem urodzenia były najprawdopodobniej Kęty, choć warto wspomnieć, że w pobliskiej wsi Malec istnieje tradycja mówiąca, że to właśnie tam urodził się przyszły święty.

Jego rodzice Stanisław i Anna byli pobożnymi i zamożnymi mieszczanami. Niestety, nie zachowały się żadne informacje o dzieciństwie przyszłego świętego. Pierwszym udokumentowanym wydarzeniem z życia Jana z Kęt jest wpis w indeksie Akademii Krakowskiej, będący świadectwem przyjęcia go w poczet studentów Wydziału Sztuk Wyzwolonych krakowskiej Wszechnicy. Było to w roku 1413, a więc gdy świeżo upieczony student miał 23 lata. Kariera naukowa Jana przebiegała bez zakłóceń. We wrześniu 1415 r. otrzymał tytuł bakałarza nauk wyzwolonych, zaś magistrem tego kierunku został w styczniu roku 1418. W tym też okresie przyjął święcenia kapłańskie. Niestety, uzyskana przez młodego akademika posada docenta nauk filozoficznych była bezpłatna. Dla zabezpieczenia sobie bytu zdecydował się więc objąć zaproponowaną mu przez miechowskich bożogrobców funkcję kierownika ich szkoły klasztornej.

W Miechowie spędził Jan z Kęt 8 lat (1421-1429). Oprócz kierowania szkołą, zajmował się kaznodziejstwem. W spuściźnie rękopiśmiennej, jaka pozostała po świętym, znajdują się szkice kazań i wyciągi z tekstów autorstwa innych, słynnych wówczas polskich kaznodziejów. Mając do dyspozycji bibliotekę klasztorną w Miechowie mistrz Jan w chwilach wolnych kopiował dzieła słynnych teologów – zwłaszcza św. Augustyna, na którego regule oparta była organizacja zakonu bożogrobców.

Profesor Akademii Krakowskiej 


Nie zapomniała o nim jednak jego Alma Mater. Gdy pod koniec lat dwudziestych zwolniło się miejsce w jednym z kolegiów, o jego objęcie został poproszony Jan Kanty. Powrócił więc do Krakowa i rozpoczął wykłady na wydziale nauk wyzwolonych. Dość szybko, bo w roku akademickim 1432/33, został wybrany dziekanem wydziału. Funkcję tę pełnił ponownie w latach 1437-38.

Jednocześnie kontynuował studia na najważniejszym wydziale Akademii Krakowskiej – teologicznym. W 1439 r. otrzymał tytuł bakałarza Świętej Teologii i został kanonikiem kolegiaty św. Floriana. Z tą ostatnią godnością związana była funkcja plebana parafii w Olkuszu. Oczywiście duszpasterstwo w tym górniczym mieście nie wchodziło w grę z powodu oddalenia od Krakowa. Nie dawało to św. Janowi spokoju. Po kilku miesiącach zrezygnował więc z probostwa olkuskiego, ponieważ nie chciał obciążać swego sumienia odpowiedzialnością za dusze wiernych, których nawet nie widział. Zachował jednak tytuł kanonika-kantora u św. Floriana, co zobowiązywało go do opieki nad śpiewem w kolegiacie. W 1443 r. Jan Kanty uzyskał tytuł magistra teologii (wówczas wyżej w hierarchii był tylko tytuł doktora). Uprawniało go to do wykładania „królowej nauk” studentom. I rzeczywiście, dwa lata później jego nazwisko możemy znaleźć na liście profesorów wydziału teologicznego.

Gorliwy duszpasterz


Obok pracy dydaktyczno-naukowej sporą część energii mistrz Jan poświęcał duszpasterstwu. Jak każdy ksiądz pełnił oczywiście posługę przy ołtarzu, ambonie i w konfesjonale, ale oprócz tego, jako teolog służył poradą innym braciom w kapłaństwie, którzy zwracali się do niego z prośbą o rozwiązanie trudnych przypadków, z którymi zetknęli się podczas sprawowania sakramentu pokuty. Niejednokrotnie rozstrzygał więc problemy związane z etyką małżeńską, nałogami, stosunkami międzyludzkimi...

Wielką wagę w swej pracy duszpasterskiej św. Jan Kanty przywiązywał do rozpowszechniania kultu Najświętszego Sakramentu i przyjmowania Komunii św. przez wiernych. Jego skromność, zamiłowanie do ascezy i modlitwy, szacunek, z jakim zwracał się do innych ludzi, robiły ogromne wrażenie na otoczeniu. Nie pozwalał, aby w jego obecności kogoś obmawiano. Na ścianie swej izdebki wypisał po łacinie maksymę: Conturbare cave, quia placare grave, co można przetłumaczyć: Strzeż się obrazić kogo, bo przepraszać nie jest błogo.

Żyjący z nim w murach Akademii profesorowie byli wielokrotnie świadkami, jak podczas wspólnego posiłku mistrz Jan powiadomiony o przybyciu żebraka wstawał od stołu mówiąc: „Chrystus przychodzi”. W takich wypadkach obdarowywał przybysza własnym jedzeniem bądź po prostu sadzał go na swym miejscu za stołem.

Jeszcze raz zacytujmy ks. Piotra Skargę, który pisał o świętym: Miłosierne uczynki, nieustannie czynił, potrzebującym pomoc dając, smutnych pocieszając, gości i pielgrzymów przyjmując, więźniów nawiedzając, i sercem pełnym miłosierdzia, szaty i buty co rok ubogim kupując, rozdawał. Czasem ujrzawszy bosego ubogiego, swoje mu trzewiki dawał, a sam nogi swoje gołe spuszczeniem płaszcza pokrywszy, do domu wracał.

Asceta, miłujący Kościół


Pamiętając o zaleceniach ewangelicznych Pana Jezusa oraz przykładzie wielkich świętych, Jan Kanty żył bardzo skromnie. W gmachu Akademii zajmował małą celę. Często pościł. Jako ćwiczenie ascetyczne można także uznać mrówczą pracę przy kopiowaniu dzieł filozoficznych i teologicznych. Poświęcał tej czynności niemal każdą wolną chwilę. Pozostawione przez niego rękopisy liczą łącznie ponad 18 tysięcy stron! Gdzieniegdzie na marginesach notował uwagi do treści przepisywanego dzieła. Jeden z nich może być symbolem jego umiłowania prawdy i wierności Kościołowi. Brzmi on następująco: O tej rzeczy trzeba czytać ostrożnie, spoglądając ze czcią ku Kościołowi, aby nie brać fałszu za prawdę. Powaga bowiem Kościoła jest wyższa nad te argumenty. Przy niej należy pozostać, aby mieć życie ze świętymi.

Wyniesiony do chwały ołtarzy


Niestety, nie mamy pewnych informacji o ostatnich latach życia św. Jana Kantego. Podobno miał w tym czasie odwiedzić Jerozolimę oraz kilkakrotnie Rzym. Z pewnością jednak pracował i czcił Boga życiem i modlitwą. Pan zakończył jego ziemską wędrówkę w wigilię swoich narodzin, tj. 24 grudnia 1473 r. Pochowany został tam, gdzie żył i umarł, tj. w Krakowie, w kościele akademickim św. Anny. Wielki kult, jakim go otoczyli Polacy, został usankcjonowany 16 września 1690 r., przez dekret beatyfikacyjny papieża Klemensa XII. Kilkadziesiąt lat później – 16 lipca 1767 r. kanonizował go Ojciec Święty Klemens XIII. Wspomnienie liturgiczne św. Jana Kantego przypada 20 października.

Adam Kowalik



NAJNOWSZE WYDANIE:
Matka Kościoła zmiażdży jego głowę!
Dopiero co nastał nam nowy rok, a już za moment przeżywać będziemy Wielki Post. Szczególny to czas, w którym możemy przyjrzeć się wnikliwiej naszej chrześcijańskiej postawie i dokonać w niej niezbędnych korekt tak, by rzeczywiście być solą ziemi i świadectwem dla świata. Wszak Krew naszego Pana nie darmo została wylana za nas i za wielu…

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 
Dziękuję za każdy przeżyty dzień

Pani Henryka Kłopotowska należy do Apostolatu Fatimy od jego początków, czyli od 2003 roku. Pochodzi z parafii Przemienienia Pańskiego w Perlejewie koło Siemiatycz. Tam przystąpiła do Pierwszej Komunii Świętej i bierzmowania, tam również mając zaledwie 17 lat zawarła sakrament małżeństwa.

 

– Po ślubie z mężem Stanisławem mieszkaliśmy w Siemiatyczach, ale w 1999 roku przeprowadziliśmy się do Białegostoku – opowiada Pani Henryka. – Tu należeliśmy najpierw do parafii katedralnej pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, ale później przenieśliśmy się na nowe osiedle i teraz chodzimy do kościoła pw. bł. Bolesławy Lament. Katedra była przepiękna, stara, a w nowym kościele jest na razie bardzo skromnie, chociaż ksiądz proboszcz stara się to zmienić, i w miarę możliwości finansowych robi, co się da.


– Mąż pracował 54 lata jako kierowca, 36 lat jeździł po Europie. Gdy mąż zarabiał, ja wychowywałam dzieci. Pilnowałam, żeby iść z nimi do kościoła na pierwszy piątek, do spowiedzi i Komunii, żeby je nauczyć, że tak trzeba. Teraz to
mój starszy syn, Sławek, musi o tym pamiętać i prowadzić do kościoła swoje dzieci. Czasami mogę mu co najwyżej o tym przypomnieć. Sławek jest szanowanym radcą prawnym, ale wciąż jako lektor służy do Mszy Świętej, co jest dla mnie wielkim zaszczytem. Synowa też jest bardzo religijna, z czego jestem bardzo zadowolona. Mam dwóch wnuków: jeden już pracuje, a drugi kończy studia.


– Młodszy syn, Ernest, skończył szkołę zawodową i interesuje się informatyką. Chodzi do kościoła, co miesiąc jest u spowiedzi i Komunii, co jest dla mnie bardzo ważne.


W Apostolacie od 20 lat


– Do Apostolatu Fatimy należę od 2003 roku. W 2017 roku byłam nawet zaproszona na Kongres Apostołów Fatimy w Krakowie. Przy okazji odwiedziłam wtedy Sanktuarium Bożego Miłosierdzia i Sanktuarium Jana Pawła II.


– Przez 20 lat dostałam ze Stowarzyszenia tak dużo dewocjonaliów, że trudno wszystkie spamiętać. Były wśród nich różańce, książki, szkaplerz, kropielnica i różne obrazki. Niedawno otrzymałam piękne wizerunki Najświętszego Serca Pana Jezusa i Niepokalanego Serca Maryi, które oprawione w ramki wiszą na ścianie w moim pokoju. Z kolei figura Matki Bożej Fatimskiej stoi w witrynie.


– Kiedyś nazbierałam tak dużo numerów „Przymierza z Maryją”, że nie wiedziałam, co z nimi zrobić. W końcu mąż zaniósł je do katedry i w ciągu dwóch dni się rozeszły, a ja je gromadziłam może nawet ponad 10 lat. Dopiero teraz, z ostatniego numeru „Przymierza…”, dowiedziałam się, że na obrazie Matka Boża Ostrobramska jest pokazana bez Pana Jezusa, bo nosiła Go wtedy pod swoim sercem. I że oryginał tego obrazu znajduje się w Wilnie, w Ostrej Bramie.


Złote gody na Jasnej Górze


Warto w tym miejscu wspomnieć, że Pani Henryka osobiście pielgrzymowała do ostrobramskiego – i nie tylko sanktuarium. – W 1992 roku byłam z mężem i młodszym synem w Druskiennikach i Ostrej Bramie, w kościele św. św. Piotra i Pawła. Wspólnie nawiedziliśmy również kilka razy sanktuarium Matki Bożej w Licheniu. Pamiętam, że jak byłam tam po raz pierwszy w 1994 roku z pielgrzymką z mojej parafii, to był tam tylko pusty plac; ziemia była dopiero poświęcona. A jak pojechałam tam z mężem kilka lat później, to zwiedzaliśmy kościół św. Doroty, Las Grębliński, drogę krzyżową, byliśmy na Mszy Świętej i Apelu Jasnogórskim. Kilka razy byliśmy także w Częstochowie. Naszą 50. rocznicę ślubu obchodziliśmy właśnie w jasnogórskim sanktuarium. Uczestniczyliśmy wtedy w Różańcu i Mszy Świętej w naszej intencji w Kaplicy Matki Bożej Częstochowskiej.

Jak być szczęśliwym


– Teraz opiekuję się mężem. On tyle lat pracował i zrobił dla nas bardzo dużo. Na co dzień wspólnie odmawiamy Różaniec z
 Radiem Maryja i Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Ostatnimi czasy najczęściej modlę się za zmarłych z naszych rodzin, a także o zdrowie i pokój w rodzinie. Dziękuję Panu Bogu za każdy przeżyty dzień, za rodzinę, za wnuki. Za to, że czuwa nade mną, że mam siłę do pracy. Czasami jest ciężko nawet obiad ugotować, ale jak wszystko się uda, to dziękuję za to Matce Bożej i Duchowi Świętemu.

Zakończmy to świadectwo Pani Henryki słowami, które usłyszała kiedyś od matki swojego męża i które utkwiły Jej w pamięci: – Kogo Pan Bóg kocha, temu krzyże daje, kto je cierpliwie znosi, szczęśliwym zostaje.


Oprac. JK


Listy od Przyjaciół
 
Listy

Szczęść Boże!

Bardzo dziękuję za przesłanie mi pięknego kalendarza „366 dni z Maryją” na rok 2024. Zajmie on bardzo ważne miejsce w moim domu. Obecność Maryi pomaga mi przezwyciężyć samotność i czasami smutek. Ona mnie nie opuści!

Barbara z Rudy Śląskiej

 

Szczęść Boże!

Jako mała dziewczynka zachorowałam na zapalenie opon mózgowych i wyszłam z tego zupełnie zdrowa. Do 18. roku życia byłam pod lekarską kontrolą, miałam nigdy nie mieć dzieci, a urodziłam ich czworo. Pierwsze dziecko zmarło mając 6 tygodni na zapalenie płuc. Mam jednego syna i dwie córki, doczekałam się pięciorga wnuków i jednego prawnuka. Wierzę, że z Bożą pomocą można osiągnąć wszystko czego człowiek pragnie. Chciałabym, żeby wszyscy ludzie uwierzyli w łaski, które płyną od Pana Jezusa za przyczyną Matki Najświętszej.

Lilianna ze Śląska

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Na wstępie serdecznie dziękuję za życzenia błogosławieństwa Bożego i opieki Najświętszej Maryi Panny. Podziękowania składam również za interesującą i wartościową książkę autorstwa Jerzego Wolaka o objawieniach Maki Bożej w Akicie. Maryja ciągle ostrzega nas przed Bożym gniewem i nie chce, abyśmy zginęli śmiercią wieczną. Matka Boża pragnie nas ratować i powinniśmy o tym zawsze pamiętać. Nadchodzą bardzo trudne czasy. Bardzo często zastanawiam się nad tym, że jeżeli ludzkość nie pokona grzechu, to Bóg może nas ukarać. Modlę się więc do Niepokalanego Serca Maryi, aby Ono zatryumfowało dla całej ludzkości. Kończąc moje przemyślenia na temat tych pełnych zamętu czasów – pamiętajmy, że Matka Boża nas przed nimi ostrzega, cały świat (w tym nasza Ojczyzna) jest zagrożony aborcją, eutanazją, ingerencją w płeć czy błędami popełnianymi przez niektórych kapłanów. Częstym zjawiskiem w obecnych czasach jest krytyka Kościoła, księży, a także wyśmiewanie się z naszej wiary. Te zjawiska prowadzą do kłótni i nienawiści….

Marianna z Włocławka

 

Szczęść Boże!

Z całego serca dziękuję za „Przymierze z Maryją” oraz wszystkie upominki. Wciąż dowiaduję się czegoś nowego z tej prasy katolickiej. Niech Bóg Was błogosławi. Proszę o modlitwę wstawienniczą za mnie w intencji szybkiego powrotu do zdrowia. Bóg zapłać za wszystko!

Justyna ze Śląska

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Bardzo dziękuję za piękny „Notes Apostoła Fatimy”, przygotowany z okazji 20-lecia istnienia Apostolatu Fatimy. Te 20 lat przyczyniły się do upowszechniania Prawdy, Dobra i Piękna, dzięki czemu wielu ludzi uznało te wartości za najistotniejsze w swoim życiu. Życzę Apostolatowi Fatimy i Panu Prezesowi wielu kolejnych lat w upowszechnianiu tego dzieła.

Marek z Lublina

 

Szczęść Boże!

Pragnę serdecznie podziękować za tak miłe i wzruszające życzenia urodzinowe. Jestem zachwycona tym, że przy nawale pracy w Stowarzyszeniu można jeszcze chwilę przeznaczyć dla innych. Jeszcze raz pięknie dziękuję, prosząc Matkę Bożą Częstochowską o opiekę i wiele łask tak potrzebnych do działania.

Z Panem Bogiem

Teresa z Częstochowy

 

Szczęść Boże!

Dziękuję za życzenia urodzinowe oraz za modlitwę. Pragnę w dużym skrócie podzielić się swoim życiem. Moja, mama urodzona w Warszawie, wojnę spędziła na Podhalu w oddziale AK. Pod koniec wojny dowiedziała się, że jej rodzina zginęła na Woli. Została sama z dzieckiem, które miała pod sercem. Wsiadła w pociąg i pojechała na ziemie odzyskane, gdzie przyjęli ją dobrzy ludzie. Znaleźli jej pracę, a ja wychowywałem się na wsi. Po przeprowadzce do Jeleniej Góry, gdzie zaopiekowali się nami jej znajomi z partyzantki, mama pracowała, a ja… wagarowałem. Na swoje potrzeby „zarabiałem” żebrząc pod kinem. Po przeprowadzce do Ząbkowic Śląskich mama zachorowała, a ja musiałem powtarzać piątą klasę. Po jej śmierci w 1958 roku, zostałem sam. Miałem 12 lat. Nazywano mnie „dzieckiem ulicy”. Trafiłem do znajomej mamy z dzieciństwa mieszkającej w Zakopanem. Traktowano mnie tam jak służącego. W kościele bywałem, choć w tym domu nie obchodzono świąt. Dziś mogę powiedzieć, że tak jak śmierć Pana Jezusa uratowała ludzkość, tak śmierć mamy uratowała mnie. To co nazywałem wolnością, było tak naprawdę moją „drogą krzyżową”. Wpadłem w szpony szatana. Gdy wyjechałem do Krakowa, ożeniłem się. Po roku dostałem mieszkanie, urodziła mi się córka i zacząłem wszystko od nowa. Wyjeżdżałem z zakładu pracy na Słowację, Węgry i do Izraela, gdzie zwiedziłem większość miejsc związanych ze Zbawicielem. Częste rozłąki oddaliły mnie jednak od żony. Byłem złym mężem i ojcem. Żona zachorowała na raka piersi i po ślubie córki i urodzeniu się wnuczki to ja się nią opiekowałem. Będąc na emeryturze, sam zacząłem chorować i miałem głęboką depresję. Wtedy nagle nastąpił przełom w moim życiu. Po przeczytaniu książki „Moc uwielbienia” odmieniło się wszystko. Wróciłem do Boga, zniknęły lęki depresyjne, a z nimi wszystko co było we mnie złe. Po latach poszedłem do spowiedzi. Od śmierci żony uczestniczę co dzień we Mszy Świętej, regularnie korzystam z sakramentu pokuty. Pojednałem się też z córką, która często odwiedza mnie wraz z wnuczką. Razem spędzamy święta.

Z Panem Bogiem

Ryszard z Krakowa

 

Szczęść Boże!

Jestem bardzo wdzięczna Waszemu Stowarzyszeniu za wszelkie kampanie – nie tylko kalendarze, ale i inne ciekawe książki czy gazetę „Przymierze z Maryją”. Już od kilku lat ten piękny kalendarz z Maryją ubogaca moje mieszkanie, ponieważ jestem wielką czcicielką Najświętszej Maryi Panny. Dlatego bardzo zasmuciło mnie to, że może go już nie otrzymam. Dziękuję za wszystko!

Elżbieta z Wieprza