Święte wzory
 
Św. Gabriel Perdolente – święty uśmiechu
Filip Obara
W lipcu 1972 roku świat obiegła wiadomość o cudownym płaczu pielgrzymującej figury Matki Bożej Fatimskiej. Wydarzenie to miało miejsce w Nowym Orleanie – mieście będącym symbolem i zarazem stolicą amerykańskiej dekadencji i moralnego zepsucia. Przejmujące i napawające niepokojem czarno-białe zdjęcie płaczącej Madonny, z widoczną na twarzy spływającą łzą, za pośrednictwem mediów dotarło do wielu miejsc na świecie. Dla ludzi wierzących, którzy z niepokojem obserwowali odejście całych narodów od Kościoła i Chrystusa, dla tych, którzy znali treść przesłania Matki Bożej z Fatimy, pytanie o znaczenie owego płaczu stało się pytaniem retorycznym.
 

Można powiedzieć, że to krótkie, lecz piękne życie było splecione z trzech nici. Pierwszą była nić życia światowego, w którym gustował św. Gabriel aż do momentu wzmocnienia się nici drugiej – nadprzyrodzonego wezwania do służby Najświętszym Sercom Jezusa i Maryi. Trzecia nić splatała się cały czas z obydwiema pozostałymi – była to nić cierpienia i przeciwności, które odbierały ziemskie wesele wśród chwil światowych, a po nawróceniu służyły pogłębieniu życia duchowego.

 
Początek drogi w mieście św. Franciszka

 

Francesco Possenti, znany później jako św. Gabriel od Matki Bożej Bolesnej, przyszedł na świat w roku 1838 jako jedenaste z trzynaściorga dzieci gubernatora Asyżu Sante Possentiego i jego żony Agnese Frisciotti. Wedle tradycji, został ochrzczony w tej samej chrzcielnicy co Biedaczyna z Asyżu. Pierwsze imię otrzymał na jego cześć.


Wspomniane cierpienie, którym naznaczone było całe życie Świętego, bardzo wcześnie dało o sobie znać. Albowiem już w wieku czterech lat mały Franciszek został osierocony przez matkę, a niedługo po niej zmarły jego dwie siostrzyczki. Po śmierci matki przez jakiś czas podróżował z ojcem i rodzeństwem po środkowych Włoszech, po czym osiedlili się w Spoleto w regionie Perugia.

 
„Bawidamek” słyszy echo Bożego wezwania

 

Franciszek wyrósł na młodzieńca przystojnego, który wiódł przez jakiś czas względnie beztroski żywot, obracając się w arystokratycznym towarzystwie i czerpiąc pełnymi garściami z uciech życia. Lubował się w grze w karty, w tańcach, rozmaitych spotkaniach artystycznych i towarzyskich wieczorkach. Przylgnął nawet do niego przydomek il damerino (dandys, bawidamek). Jak przystało na dobrze urodzonego chłopca, wcześnie też wdrożył się w sztukę polowania.


Jego życie nie było w tym okresie wolne od kolejnego bólu, jaki przyniosły rodzinne nieszczęścia – śmierć jednego brata i uwikłanie się w działalność masonerii drugiego, którego sekta doprowadziła do samobójstwa. Z drugiej strony jednak młodzian odebrał solidną kontrrewolucyjną formację w szkole Zgromadzenia Braci Szkolnych w Spoleto. Bracia Szkolni stawiali sobie za cel integralnie katolickie kształtowanie młodych charakterów, dusz i umysłów, w czym widzieli przeciwwagę dla rewolucyjnych zaburzeń epoki, w której masoni doszli do niesłychanej buty i ogromnego wpływu w niszczeniu religijnego porządku społeczeństw i państw.


W roku 1851 Franciszek ciężko zachorował. Leżąc na łożu boleści obiecał Panu Bogu, że jeżeli odzyska zdrowie, odwróci się od światowych uciech i rozpocznie służbę Bożą. Niestety, to natchnienie Ducha Świętego odbiło się wtedy pustym echem w duszy młodzieńca. Zdrowie odzyskał, jednak danego słowa nie dotrzymał.

 
Opatrzność Boża walczy o swego sługę

Franciszek Possenti uczył się dobrze, szczególnie celował w nauce łaciny. Wróżyło to jak najlepiej jego karierze. Jednakże od momentu pierwszej choroby co jakiś czas powracała myśl o oddaniu się Bogu. Intuicja, która wiodła go do współpracy z Bożym planem, odzywała się szczególnie w chwilach trudnych. Oprócz dwóch braci odeszła również jego ukochana siostra Maria Luiza, która wychowywała go po śmierci matki.


W roku 1853 przyszłego świętego ponownie zmogła obłożna choroba, a uzdrowienie przypisywał polskiemu świętemu – Andrzejowi Boboli, wyniesionemu w tamtym czasie na ołtarze. Był to już drugi raz, kiedy – bez dotrzymania słowa – obiecywał Panu podążenie Jego śladem. Trzeci raz miało to miejsce, kiedy Franciszek cudem uniknął śmierci podczas polowania. Po niefortunnym polowaniu zapisał się wprawdzie do nowicjatu u ojców jezuitów, ale w nim nie wytrwał.


Prawdziwy przełom nastąpił dopiero po bezpośredniej interwencji Niebios. Otóż, w roku 1856 podczas procesji z katedry w Spoleto, miało miejsce cudowne zdarzenie w życiu Franciszka. Modląc się przed wizerunkiem Matki Bożej, usłyszał Jej głos, pytający, dlaczego nie rozpoczął jeszcze życia zakonnego…

 

Czy jest boleść, jako boleść moja…?

Wraz z wezwaniem do przywdziania habitu usłyszał również inne: O wy wszyscy, którzy przechodzicie, spojrzyjcie i obaczcie, czyli jest boleść, jako boleść moja – mówił Duch Święty przez proroka Jeremiasza, a Tradycja Kościoła odniosła te słowa do uczestnictwa Niepokalanej w bolesnej Męce Syna Bożego. Właśnie te słowa miały stać się drogowskazem młodego Franciszka, który na miejsce swojej służby wybrał zakon ojców pasjonistów.


Nie obyło się bez przeszkód. Ojciec nie chciał zezwolić na tak niespodziewany wybór. Francesco, nie mając oparcia w ojcu, znalazł na szczęście mentora w osobie pewnego świątobliwego pustelnika, zamieszkującego nieopodal miejscowości Monteluco. To tam, w oddalonej od świata pustelni, dojrzało powołanie młodzieńca i wzmocniła się wola spełnienia go – nawet na przekór ojcu.


W roku 1856 wstąpił do Zgromadzenia Męki Pańskiej, którego charyzmat stanowiła cześć dla Męki Pańskiej i boleści Współodkupicielki oraz umartwienie podejmowane w intencji zadośćuczynienia za grzechy świata. Warto pamiętać, że nagromadzenie grzechów obrażających Najświętsze Serca Pana Jezusa i Maryi Panny było w drugiej połowie XIX wieku wyjątkowo dotkliwe. Po Italii grasowały wówczas wojska rewolucyjne pod wodzą Wielkiego Mistrza Wielkiego Wschodu włoskiej masonerii Józefa Garibaldiego. Działania owych rewolucjonistów – czczonych dziś jako bohaterowie narodowi, dzięki którym dokonało się zjednoczenie Włoch – doprowadziły w rzeczywistości do rozbicia Państwa Kościelnego i wprowadzenia mnóstwa bezbożnych „praw” destabilizujących odwieczny ład społeczny (rozdział Kościoła od państwa, „małżeństwa” cywilne, rozwody etc.).

 
Ku pocieszeniu Najświętszych Serc

Przyjmując imię zakonne Gabriel od Matki Bożej Bolesnej, Święty obrał drogę pokuty – drogę bycia małym w oczach tego świata. Wybrał skromny przybytek – chłodną i ciemną klasztorną celę. Zrozumiał jednak głęboko ludzką kondycję i istotę prawdziwego sukcesu na tym świecie. – Tajemnica powodzenia tkwi w przekonaniu, że jesteśmy tylko prochem; jeden tylko Bóg może podnieść nas z prochu i wesprzeć nasze wysiłki. Dopiero jeśli kto uzna, że jest głupcem, może stać się mądrym Bożą mądrością i zostać podniesiony do tronu duchowej potęgi – pisał Święty w swoim Dzienniku duchowym.

Ten, który dotychczas wśród wygód i uciech życia ignorował tyle razy głos Boży odzywający się w jego wnętrzu, zasłynął z niesłychanej wytrwałości w uczynkach pokutnych i umartwieniach. Jednocześnie przyswoił sobie głęboko pouczenia Pana Jezusa zapisane przez Ewangelistę Mateusza (Mt 6,16–18), w którym Boski Nauczyciel zaleca stosującym umartwienia, aby nie pokazywali bliźnim posępnego oblicza, lecz namaścili głowę olejem i zachowali duchową radość.

 

Święty Uśmiechu w pokutnej szacie

Właśnie ta najgłębsza duchowa radość, płynąca z pocieszania Serc Jezusa i Maryi, napełniała pogodą oblicze Świętego do tego stopnia, iż świadkowie jego życia zaczęli nazywać go Santo del Sorriso, czyli Świętym Uśmiechu, mimo iż bez reszty żył pokutą za grzechy własne i innych.Będę się umartwiał w zwykłych, codziennych sprawach takich jak jedzenie, czytanie, uczenie się, spacerowanie, rekreacje, słowem we wszystkim, co mam ochotę czynić, starając się najpierw pohamować swoje apetyty i chęci, a potem mówiąc z całego serca: „Panie, nie czynię tego, by dogodzić sobie, ale dlatego, że taką jest Twoja Wola” – pisał brat Gabriel w swych Postanowieniach, stanowiących piękny zapis jego duchowej walki o Niebo.


Właśnie owe codzienne, drobne umartwienia – wymagające prawdziwego heroizmu ducha – wypełniły ostatnie miesiące życia Świętego. Nie zdążył on dokonać sławnych cudów za życia, ponieważ jeszcze przed przyjęciem święceń kapłańskich pożegnał ziemię dla Nieba.

Odszedł do Pana w roku 1862 wycieńczony przez gruźlicę kości. Umierał z obrazem Matki Bolesnej na piersiach. Miał 24 lata. Jego relikwie pozostają w stanie nienaruszonym w sanktuarium ojców pasjonistów w Isola del Gran Sasso w regionie Abruzzo.


W 1908 roku papież św. Pius X ogłosił go błogosławionym, zaś w roku 1920 został zaliczony w poczet świętych przez papieża Benedykta XV. Święty Gabriel Perdolente jest patronem kleryków i młodych zakonników, a także Akcji Katolickiej.Kościół wspomina go 27 lutego.



NAJNOWSZE WYDANIE:
Wzór męża i ojca
Wielu z nas ma wielkie nabożeństwo do świętego Józefa. Prosimy go o pomoc między innymi w problemach rodzinnych czy w sytuacjach trudnych. Dlaczego tak się dzieje? Nie mamy przecież o nim większej wiedzy, bo i Ewangelie poświęciły mu niewiele miejsca.

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 
Opatrzność Boża czuwa nade mną

– Jestem sympatykiem Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi od wielu lat. Podoba mi się to, że bronicie fundamentalnej, a nie liberalnej wiary katolickiej oraz poruszacie temat prześladowań i działań przeciw naszemu Kościołowi. Martwię się tym chaosem, który jest obecnie w Kościele – mówi Pan Józef Łazaj należący do Apostolatu Fatimy od 2019 roku. W tym numerze naszego pisma prezentujemy jego świadectwo.

 

W tym roku będę obchodził z żoną 58. rocznicę ślubu i sam skończę 80 lat. Mamy dwójkę dzieci, oboje dali nam pięcioro wnuków i troje prawnuków. Wielokrotnie w swoim życiu doświadczyłem działania Opatrzności Bożej, której każdego dnia się powierzam i która nade mną czuwa, o czym jestem głęboko przekonany. Żeby nie być gołosłownym Pan Józef opowiada jedną z historii, która zdarzyła się, zanim przeszedł na emeryturę.

Świadectwo


W zakładzie pracy mieliśmy pasiekę. Pewnej czerwcowej niedzieli jechałem drogą leśną z Żyglinka do Nakła Śląskiego, przez Świerklaniec, by skontrolować lot pszczół. Żadnego ruchu na drodze, słońce świeciło wprost w oczy. Na liczniku skromne 120 km/h. W pewnym momencie, zupełnie nieoczekiwanie, w odległości około 10–15 metrów przed sobą zauważyłem przechodzącego, w poprzek drogi, łosia. Na hamowanie nie było już czasu, krzyknąłem tylko: „Jezu” i gwałtownie skręciłem w prawo, chcąc rowem ominąć potężne zwierzę. Nie potrafię odpowiedzieć, jak to się stało. Droga stosunkowo wąska, pobocza prawie nie było, a ja wyjechałem na drogę bez wstrząsu, bez uszkodzeń. Zatrzymałem się po kilkudziesięciu metrach. Cały trzęsący się z wrażenia, spojrzałem do tyłu – przez drogę przechodził drugi łoś. Gdy wracałem, oglądałem to miejsce. Nie mogłem uwierzyć, pobocze bardzo wąskie z wyrwami, wkopany kamienny słupek. Jakim cudem wyszedłem z tego cało, nie wiem. Mogłem tylko przypuszczać, że mój krzyk o pomoc został wysłuchany. Ten przypadek na wiele lat pozbawił mnie poczucia bezpieczeństwa przy jeździe przez las.

Rodzina szkołą życia i wiary


Urodziłem się w Woźnikach Śląskich. Pochodzę z wielodzietnej rodziny robotniczej. To była rodzina zwarta i kochająca się. Panowała w niej dyscyplina, której dziś w rodzinach brakuje. Ojciec pracował jako robotnik leśny, a pomagali mu najstarsi moi bracia. Mieliśmy też małe gospodarstwo. Kiedy ojciec wstawał o brzasku i szedł kosić łąkę, to ja szedłem później z młodszą siostrą Ireną tę trawę rozrzucać i suszyć, a kiedy on, spracowany po całym dniu, wieczorem, klękał przy łóżku, to dla mnie był to autorytet i widok, którego nigdy nie zapomnę. Wszyscy pracowali ciężko i choć przy pracy niewiele mówiło się o Bogu, to ten Bóg był zawsze blisko. Dla wszystkich było oczywiste, że w niedzielę idzie się do kościoła. Wiara nie podlegała żadnym wątpliwościom.

Szykany za sprzeciw


Skończyłem szkołę podstawową w miejscowości Dyrdy, liceum ogólnokształcące w Tarnowskich Górach, a 2-letnie technikum górnicze w Chorzowie-Batorym. Gdy w 1965 roku biskupi polscy napisali słynny list do biskupów niemieckich, komuniści organizowali masówki, podczas których krzyczano: „Jakim prawem przebaczają?”. Ja się odezwałem, broniąc polskich hierarchów; z tego powodu byłem gnębiony i nawet chciano mnie wyrzucić ze szkoły, ale wszystko skończyło się dobrze: zdobyłem tytuł technika-górnika i rozpocząłem pracę w odkrywkowej kopalni dolomitu i w tej branży, na wielu stanowiskach, przepracowałem aż do emerytury.

Wiary trzeba bronić!


Już w okresie komuny miałem świadomość, że naszej wiary trzeba bronić i z takim nastawieniem żyję cały czas, bo wciąż widzę, że jest ona atakowana przez system, później przez liberalizm. Po przejściu na emeryturę czytałem bardzo dużo książek katolickich i zgromadziłem bardzo bogatą bibliotekę religijną, w której największym skarbem jest mistyczne, cudowne dzieło Marii Valtorty, pt. Poemat Boga-Człowieka. Dzięki temu moja wiedza i świadomość religijna bardzo mocno się rozwijały.


Na Facebooku toczę na temat wiary zacięte dyskusje, w których wykorzystuję wiedzę zdobytą m.in. dzięki artykułom publikowanym w „Przymierzu z Maryją”. Prowadzę bloga, (myslebowierze.pl), gdzie publikuję artykuły poświęcone obronie wiary. Co istotne, na blogu tematy te są trwałe i dostępne, a na Facebooku są usuwane i znikają. Cieszę się z tego, co robię, i jestem przekonany, że są to działania niezbędne i konieczne, bo jeśli nie będziemy bronić naszej wiary, to jej przeciwnicy zapędzą nas do katakumb lub uznają, że jest to tylko nasza prywatna sprawa i wtedy nie będziemy mogli się w ogóle odzywać.

Moja książka


Zdecydowałem się nawet napisać książkę w obronie wiary, w której starałem się zestawić wszystkie elementy świata, które noszą znamiona cudów lub są cudami. Książka nosi tytuł Dlaczego? i jest opatrzona mottem: Dlaczego ludzie żyją dzisiaj tak, jakby Boga wcale nie było? Wydałem tę książkę za własne pieniądze, a cały nakład w większości rozdałem.


Oprac. JK

 


Listy od Przyjaciół
 

Szczęść Boże!

Jestem bardzo wdzięczna Redakcji za tak piękną pracę. 25-lecie istnienia Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi to dowód na to, że potrzebna jest taka działalność tysiącom polskich rodzin, jak również nam wszystkim. To pobudza serce i otwiera umysł na wiarę katolicką. Jeszcze raz serdecznie dziękuję za wyróżnienie w postaci pamiątkowego dyplomu i modlitwy Sługi Bożego Ks. Piotra Skargi.

Anna z Ostrowca Świętokrzyskiego

 

Szanowni Państwo!

Od dawna otrzymuję od Państwa „Przymierze z Maryją”. Na mojej ścianie też co roku wisi piękny kalendarz z Matką Bożą. Jakiś czas temu hojnie wspierałem Państwa działalność. Od tego czasu zdążyłem się ożenić, mam dwójkę wspaniałych dzieci. Razem z żoną wychowujemy je w duchu katolickim. Od czasu, gdy wspierałem Państwa moja sytuacja ekonomiczna nieco się pogorszyła, już nie jestem kawalerem, który swobodnie może dysponować swoimi zasobami. Może jednak wkrótce będę mógł wesprzeć Państwa działalność jakąś kwotą, bo uważam, że jest ona szlachetna i ważna.

Paweł


Szanowny Panie Prezesie!

Na wstępie pragnę Pana przeprosić za wieloletnie milczenie. Mimo braku reakcji z mojej strony, przysyłał mi Pan każdego roku kalendarz. Chociaż na to nie zasługiwałam, bardzo sobie to cenię. Kalendarze przypominają mi o każdym święcie kościelnym. Myślę, że miała w tym udział Fatimska Pani, której kapliczką obok naszego kościoła przez kilkanaście lat się opiekowałam. Od dwudziestu dwóch lat jestem na emeryturze, a głównym moim zajęciem są obecnie wizyty u lekarzy, w aptekach, na badaniach, no i oczywiście prace domowe. Kończąc, serdecznie Pana pozdrawiam, życzę wielu wspaniałych Przyjaciół, a przede wszystkim, aby Matka Najświętsza wspierała wszystkie inicjatywy podejmowane przez Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi.

Maria z Lubelskiego

 

Szczęść Boże!

Bardzo dziękuję za kolejną kampanię, od której zależy los i przyszłość naszej katolickiej Polski. Tak wielu Polaków zmieniło życie i poglądy po pandemii. Od nas, Apostołów, wymaga się budzenia sumień naszych rodaków, żeby nie odeszli od chrześcijańskich korzeni. Bóg zapłać za tak cudowne Wasze dzieło. Niech Wam Bóg błogosławi!

Anna z Małopolski

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Szanowny Panie Prezesie! Serdecznie dziękuję za dotychczasową korespondencję, która służy Czytelnikom w dziele popularyzacji Orędzia naszej Fatimskiej Pani, rozpala ogień patriotycznej miłości do naszej ukochanej Ojczyzny i podejmuje jakże niezbędną dla nas troskę o rozwój cywilizacji łacińskiej, a przede wszystkim jej trwanie w Europie i na świecie. Jestem Panu i Stowarzyszeniu, któremu Pan przewodzi, szczerze i serdecznie wdzięczny i mniemam, że tak czyni wielu Księży i Rodaków w Polsce i na emigracji. Niech te Wasze starania i trud wokół tej sprawy oraz tych tematów wynagrodzi Boża Opatrzność. Za przesłane egzemplarze „Przymierza z Maryją” serdecznie dziękuję. Staram się rozprowadzić je wśród moich najlepszych znajomych i przyjaciół.

Ks. Kazimierz

 

Szczęść Boże!

Dziękuję bardzo za piękny kalendarz „366 dni z Maryją” na 2024 rok, który poświęcony jest szkaplerzowi świętemu. Kalendarz jest bardzo ciekawy i pięknie wydany. Nie o wszystkich przedstawionych szkaplerzach wiedziałam, ale też nie wszystkie można przedstawić w kalendarzu ze względu na objętość. Tak samo jak Pana pragnieniem, tak również i moim jest, aby ten kalendarz trafił do jak największej liczby osób. Pozdrawiam serdecznie.

Lucyna z Bydgoszczy

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Na początku dziękuję serdecznie za przesłany kalendarz „366 dni z Maryją” na rok 2024. Dziękuję też za grudniowe „Przymierze z Maryją”. Dostałam również 4. numer „Apostoła Fatimy”. Przeczytałam list od Pana Prezesa i świadectwa ludzi, którzy są Apostołami Fatimy. Proponuje Pan, abym opowiedziała swoją historię. Moja historia nie jest niestety chwalebna. Żyłam bardzo daleko od Boga i Kościoła świętego. W zasadzie to nie było życie. Moja mama, bardzo pobożna niewiasta, modliła się za mnie, również kapłani modlili się za mnie. Kiedyś, gdy leżałam i czułam od nóg drętwienie, poczułam trzy pocałunki tak gorące i pełne miłości, że zapragnęłam żyć. Mama była przy mnie, wyciągnęłam ręce do niej i pomogła mi wstać. Teraz sama jestem mamą i wiem, co czuła moja, kiedy żyłam daleko od Boga…

Anna


Szczęść Boże!

Dziękuję za wielkie zaangażowanie i tak wspaniałe dzieło, jakie tworzycie. Dziękuję też za list, „Przymierze z Maryją” i drugi kalendarz z Maryją. W świątecznym „Przymierzu…” opisaliście różne ciekawe tematy związane z Bożym Narodzeniem np. jak godnie przeżyć Wigilię i narodziny Chrystusa. Dziękuję jeszcze za dwa wspaniałe upominki: szopkę bożonarodzeniową i kartę z modlitwą o triumf wiary katolickiej. Nie możemy ani na moment przestać działać na rzecz obrony wiary. Ja w miarę swoich możliwości finansowych, jak do tej pory, gdy zdrowie pozwoli, będę nadal wspierać Was swoim „groszem”… W modlitwach często polecam Bogu i Matce Najświętszej całe Stowarzyszenie. Szczęść Wam Boże na dalsze lata!

Z Panem Bogiem

Stefania z Płocka

 

Szanowni Państwo!

Mozambik jest jednym z najbiedniejszych państw świata i wszelka pomoc materialna, a nade wszystko duchowa, jest nieodzowna. Wsparcie Stowarzyszenia dla tych społeczności jest wielką radością, gdyż mogą z nadzieją budować swoją przyszłość i wieczność! Szczęść Wam Boże!

Marek z Lublina