Rodzina
 
Nauka o stworzeniu a wychowanie
Czasami, gdy obserwujemy losy innych osób albo patrzymy na nasze życie, to wydaje nam się, że to wszystko nie ma sensu. Skoro tak wielu dopuszcza się niegodziwości i nie ponosi z tego powodu żadnych konsekwencji, a sprawiedliwi cierpią, to w sposób naturalny rodzi się pytanie, gdzie jest Bóg? Czy On naprawdę istnieje? Dlaczego pozwala, aby tak się działo?

Czy rzeczywiście życie nie ma sensu? Do jakich strasznych wniosków można dojść przyjmując ten tok rozumowania. Na szczęście tak nie jest, a dowodzi tego codzienny heroizm wielu chrześcijan na świecie.

Pośród wątpiących są tacy, którzy odrzucają naukę Kościoła katolickiego o stworzeniu, przyjmując, że wszystko jest dziełem przypadku. Ich zdaniem, ludzie niczym nie różnią się od zwierząt, bo powstali - tak jak one - w wyniku selekcji naturalnej i walki o byt, jak to głosił Karol Darwin. Jesteśmy tylko lepszymi zwierzętami. Nie mamy duszy, nie jesteśmy przeznaczeni do czynów heroicznych. Celem naszego życia jest stworzenie sobie idealnych dla naszych potrzeb warunków, które pozwolą zaspokoić wszystkie pragnienia. Religia jest według nich tylko ograniczającym wymysłem psychiki. Nie istnieje też żaden uniwersalny system wartości, żadne prawo zapisane w sercu człowieka, którego odzwierciedlenie znajdujemy w Dekalogu, dlatego można czynić prawie wszystko. Prawie, bo są jeszcze inni, którzy będą się buntować, jeśli naruszy się ich wolność osobistą.  Tymczasem uważna obserwacja świata, który nas otacza, ewidentnie wskazuje, że

On, pierwszy Poruszyciel wszystkiego, istnieje.

Co więcej, w swojej niezmierzonej mądrości tak stworzył ten świat, że nawet dziś, w epoce ogromnego postępu technicznego, zadziwia naukowców. Coraz nowsze odkrycia z fizyki, chemii, a w szczególności z biologii i biochemii wskazują na istnienie zamysłu Bożego w naturze. Wskazują na to, że wszystko to, co istnieje, nie jest przypadkowe i że we wszystko wpisany jest wyraźny cel.

W naszych mediach prawie nieobecna jest dyskusja naukowców z takim ożywieniem prowadzona za granicą, a dotycząca zagadnienia genezy życia. Tymczasem z roku na rok wzrasta liczba wybitnych biochemików, biologów, fizyków itp., którzy poważnie wątpią w to, aby złożoność życia powstała, jak to ujął prawie 150 lat temu Darwin, w wyniku przypadkowych mutacji i doboru naturalnego.
 
Wręcz przeciwnie, dostępne dane biologiczne (np. dotyczące budowy komórki i DNA) wskazują na cudowną celowość i nieprzypadkowość. Mówią one m.in. o tym, że już od samego początku musiały istnieć w pełni funkcjonalne organizmy, a nie kształtowały się one na drodze małych kroczków. Mikrobiologia i biochemia odkryły, że organizm i maszyna są pod wieloma względami do siebie podobne. Łączy je to, że urzeczywistniają pewien projekt, przemyślany i rozumny plan, który sam w sobie jest spójny i logiczny. Posiadają one precyzyjnie przemyślaną konstrukcję, dzięki której sprawnie funkcjonują. Różnią się jednak zasadniczo - żywy organizm jest nieporównywalnie bardziej pomysłowy niż najbardziej wyrafinowane maszyny. Te ostatnie wydają się być „tandetnie" skonstruowane. Poza tym organizm porusza się sam, napędzając się od wewnątrz, a maszynę ktoś musi poruszać od zewnątrz. Co więcej, organizmy potrafią się rozmnażać, a maszyny nie...


Zagadnienie genezy życia szczególnie w dzisiejszych czasach nabiera wielkiego znaczenia.

W sytuacji, gdy ignoruje się istnienie prawa naturalnego, a w konsekwencji dąży się do ustanowienia prawa sprzecznego z sumieniem człowieka i chce się wychowywać młodzież tak, jakby Boga nie było, trzeba nam apelować do rozumności człowieka. Po to, aby nie ignorował on istnienia wszechogarniających dowodów projektu Bożego w naturze, aby nie wątpił w to, że jest chciany i ukochany przez Boga. Że jest powołany do współdziałania z Nim, aby dojść do ostatecznej doskonałości. Życie nie jest wytworem przypadku i błędu!

W Biblii, która jest księgą religijną, znajdujemy opis stworzenia świata i człowieka. Nie jest to jednak podręcznik nauk przyrodniczych, który wyjaśniałby, w jaki sposób powstał świat, zwierzęta i człowiek. Przy pomocy metafor mamy przekazane to, co jest głębsze i istotniejsze, a mianowicie, że Bóg stworzył świat. Jak to wyraził obecny papież, Benedykt XVI: Świat nie jest, jak sądzili ówcześni ludzie, chaosem walczących ze sobą sił, nie jest mieszkaniem demonicznych mocy, przed którymi człowiek musi się bronić. Słońce i księżyc nie są bóstwami, które panują nad człowiekiem, a nieba nie zamieszkują zmagające się ze sobą bożki, lecz wszystko pochodzi wyłącznie z jednej mocy, z wiecznego rozumu Boga, który poprzez słowo stał się mocą stwórczą.

Co więcej, Bóg, który jest wieczną miłością, stworzył świat i się nim opiekuje, a człowiek jest powołany do doskonalenia się i osiągnięcia zbawienia. I ma tutaj współpracować ze Stwórcą, który w swojej odwiecznej mądrości stworzył go nie jako istotę skończoną, ale niejako „w drodze", obdarzając wolnością i godnością samodzielnego działania. Człowiek ma współudział w wypełnianiu zamysłu Bożego. Wszystko to, co mu się przytrafia (radości, smutki, powodzenia i niepowodzenia) to są zrządzenia, poprzez które ma dojść do ostatecznego celu. Bóg dopuszcza także zło, szanując wolność człowieka i ze strasznych skutków owego zła potrafi wyprowadzić dobro.

Wiara w stworzenie jest rozumna.

Również w świetle wyników nauki wiara jest „lepszą hipotezą", wyjaśniającą więcej i lepiej niż wszystkie inne teorie. Rozumność świata pozwala nam rozpoznać rozum Boga, natomiast Biblia, zdaniem obecnego papieża jest i pozostanie prawdziwym oświeceniem, które oddało świat rozumowi człowieka.

Tę rozumność tym lepiej widzimy, im bardziej poznajemy świat. Albert Einstein powiedział kiedyś, że w prawach przyrody objawia się tak potężny rozum, że wobec niego wszelki sens ludzkiego myślenia i porządkowania wydaje się niczym. Widać to we wszechświecie, widać to także na przykładzie żywej komórki, podstawowej struktury życia.

Wielu ludzi nie uznaje ewidentnych dowodów, wynikłych z logicznego rozumowania, tylko dlatego, że odrzucają wiarę.
Stąd też stosują ograniczoną metodę naukową, po to, aby nie dopuścić do postawienia pytania, na które odpowiedź musiałaby brzmieć: Bóg. Wolą absurdalnie twierdzić, że świat jest wytworem ciemności i nonsensu, a życie zwyczajnym następstwem doświadczeń pozbawionych logiki.

I właśnie tym karmi się młodych, nie pokazując im ideałów większych niż tylko ich pragnienia.

Wszystkiemu, co trąci metafizyką czy transcendencją, przypinana jest etykietka religijności i dlatego jest to ośmieszane lub przemilczane. Tymczasem młodzi szukają wielkich celów. Młodzież zawsze była spragniona czegoś wielkiego. Jeśli, w odpowiednim czasie, nie pokaże się im wielkich ideałów, pięknych zasad konserwatywnych, to staną się ich gorącymi kontestatorami, a podżegani przez ideologów staną po stronie antywartości, zwalczając wszelkie zasady.

Wśród lewicującej młodzieży wielu jest tzw. ekologów, sprzeciwiających się nieograniczonej eksploatacji ziemi. Dziwne, że to, co z taką łatwością dostrzegli że trzeba szanować rytm i logikę stworzenia, nie skłania ich ku wierze w Boga i oddawaniu mu czci, lecz jednocześnie występują przeciw samej naturze człowieka, akceptując homoseksualizm, narkotyki, nudyzm itp. Benedykt XVI mówi: Światu możemy naprawdę służyć tylko wtedy, gdy przyjmujemy go wedle tych wskazówek, które daje nam słowo Boże. Wówczas zaś możemy go (i samych siebie) naprawdę rozwijać i prowadzić ku spełnieniu. Operi Dei nihil praepnatur - niczego nie wolno przedkładać nad dzieło Boże, nad służbę Bogu.

Jednak w katechezie o stworzeniu jest coś więcej. Pokazany jest człowiek, który będąc „wzięty z ziemi" jest ograniczony.

To nie człowiek siebie stwarza, nie on dysponuje kosmosem. Z drugiej strony mamy wyraźnie wskazane, że cały rodzaj ludzki stanowi jedność, bo wszyscy pochodzimy z jednej ziemi. Dlatego tez nie ma kast, lepszych czy gorszych ras. Jest natomiast człowiek stworzony na obraz Boży, do którego Stwórca kieruje swoje słowo: Wołam Cię po imieniu, jesteś mój.

Bóg zna i kocha każdego człowieka. Każdy człowiek jest chciany przez Boga. Każdy człowiek jest Jego obrazem. Benedykt XVI pisze: Na tym polega pierwsza i najgłębsza jedność ludzkości - wszyscy, każdy człowiek realizuje ten sam projekt Boży, który odpowiada tej samej stwórczej idei Boga. Z tego powodu życie ludzkie znajduje się pod szczególną ochroną Boga, bo ten, kto niszczy człowieka, niszczy własność Bożą (Rdz 9,5). Każdy człowiek - chory i cierpiący, zdrowy, narodzony czy nienarodzony, młody, stary, nieuleczalnie chory - nosi w sobie Boże tchnienie. Na człowieka nie wolno nam patrzeć pod kątem jego użyteczności, bo wówczas depcze się jego godność i pojawia się barbarzyństwo. Tam natomiast, gdzie jest szanowana godność każdego, kwitnie moralność.

W epoce ogromnego postępu technologicznego pojawiła się pokusa, aby za rozumne i poważne uznawać tylko to, co może zostać potwierdzone przez eksperyment i obliczenia. I w związku z tym wszystko to, co moralne i duchowe przestało się liczyć.
Tymczasem to właśnie przez moralny umysł człowiek jest podobny do Boga. To go odróżnia od zwierzęcia, że jest istotą, która potrafi pomyśleć o Bogu i w ogóle modlić się.

Temat nie byłby skończony, gdybyśmy nie poruszyli tego, o czym dzisiaj się zapomina, że jesteśmy grzeszni i że trzeba się nawracać.

Tymczasem dzisiaj teatr czy film ironicznie odnoszą się do samego słowa grzech, zaś wszechobecni socjologowie i psychologowie starają się demaskować go jako złudzenie lub kompleks. Nawet prawo próbuje się obejść bez idei winy. Co niektórzy prawnicy przyjmują, że to, co dzisiaj odbiega od normy z czasem może stać się regułą, a nawet powinniśmy dążyć do tego, żeby tak było. Widać tu wyraźne odrzucenie idei moralności. Człowiek dzisiejszy nie chce znać żadnej miary go ograniczającej. Wypiera ze świadomości ciążącą na nim (z racji grzechu pierworodnego) winę. Wypiera, ale nie może jej usunąć, dlatego atakuje wszystko to, co mu o tej winie przypomina.

Tymczasem, jak to pisze Benedykt XVI: Wyparcie prawdy prowadzi do choroby, dlatego jednym z zadań Ducha Świętego jest pouczenie świata o grzechu (po. J 16,8). Czyni to On nie po to, aby nas poniżyć, ale żeby nas uzdrowić, odkupić.

Człowiek nie chce być stworzeniem, bo nie chce być zależny. Nie chce przyjąć miary i granicy, które są w nim zawarte.

On chce być bogiem, stąd zmienia się jego relacja względem innych. Zaczyna niszczyć i wykorzystywać bliźnich, stając się przy tym niewolnikiem swoich sprawności, które go niszczą. Grzech jest odrzuceniem prawdy, bo odrzuca granicę między dobrem a złem. I tu jest sedno problemu - dzisiaj mamy do czynienia z kryzysem nowoczesnej świadomości.

Benedykt XVI mówiąc o nim wskazuje na istnienie dwóch modeli postaw. To modele: gnostycki i chrześcijański. Pierwsza postawa odrzuca wiarę w stworzenie na rzecz opanowywania świata i życia przez wiedzę. W gnostyckim obrazie świata stworzenie jawi się jako zależność, a Bóg jako podstawa zależności, dlatego też Bóg jest atakowany. Tylko wiedza wyzwala człowieka. Gnostycy nie ufają stworzonemu światu, lecz temu, który ma być stworzony, który nie potrzebuje żadnego zaufania lecz tylko sprawności.

Drugim modelem jest postawa przeciwna do gnostyckiej, czyli postawa chrześcijańska. Głosi ona: człowiek jest zależny od Bożej miłości. Wynika z tego pokora i szacunek dla stworzenia, dla samego bytu, wdzięczność za to, że żyje, że jest na tym świecie, bo przecież powołał go Ten, który wszystko może.


Agnieszka Stelmach
Na podstawie książki Josepha Ratzingera (Benedykta XVI) Cztery kazania o stworzeniu i upadku. Na początku Bóg stworzył... Konsekwencje wiary w stworzenie,
Wydawnictwo Salwator, Kraków.


NAJNOWSZE WYDANIE:
Matka Kościoła zmiażdży jego głowę!
Dopiero co nastał nam nowy rok, a już za moment przeżywać będziemy Wielki Post. Szczególny to czas, w którym możemy przyjrzeć się wnikliwiej naszej chrześcijańskiej postawie i dokonać w niej niezbędnych korekt tak, by rzeczywiście być solą ziemi i świadectwem dla świata. Wszak Krew naszego Pana nie darmo została wylana za nas i za wielu…

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 
Dziękuję za każdy przeżyty dzień

Pani Henryka Kłopotowska należy do Apostolatu Fatimy od jego początków, czyli od 2003 roku. Pochodzi z parafii Przemienienia Pańskiego w Perlejewie koło Siemiatycz. Tam przystąpiła do Pierwszej Komunii Świętej i bierzmowania, tam również mając zaledwie 17 lat zawarła sakrament małżeństwa.

 

– Po ślubie z mężem Stanisławem mieszkaliśmy w Siemiatyczach, ale w 1999 roku przeprowadziliśmy się do Białegostoku – opowiada Pani Henryka. – Tu należeliśmy najpierw do parafii katedralnej pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, ale później przenieśliśmy się na nowe osiedle i teraz chodzimy do kościoła pw. bł. Bolesławy Lament. Katedra była przepiękna, stara, a w nowym kościele jest na razie bardzo skromnie, chociaż ksiądz proboszcz stara się to zmienić, i w miarę możliwości finansowych robi, co się da.


– Mąż pracował 54 lata jako kierowca, 36 lat jeździł po Europie. Gdy mąż zarabiał, ja wychowywałam dzieci. Pilnowałam, żeby iść z nimi do kościoła na pierwszy piątek, do spowiedzi i Komunii, żeby je nauczyć, że tak trzeba. Teraz to
mój starszy syn, Sławek, musi o tym pamiętać i prowadzić do kościoła swoje dzieci. Czasami mogę mu co najwyżej o tym przypomnieć. Sławek jest szanowanym radcą prawnym, ale wciąż jako lektor służy do Mszy Świętej, co jest dla mnie wielkim zaszczytem. Synowa też jest bardzo religijna, z czego jestem bardzo zadowolona. Mam dwóch wnuków: jeden już pracuje, a drugi kończy studia.


– Młodszy syn, Ernest, skończył szkołę zawodową i interesuje się informatyką. Chodzi do kościoła, co miesiąc jest u spowiedzi i Komunii, co jest dla mnie bardzo ważne.


W Apostolacie od 20 lat


– Do Apostolatu Fatimy należę od 2003 roku. W 2017 roku byłam nawet zaproszona na Kongres Apostołów Fatimy w Krakowie. Przy okazji odwiedziłam wtedy Sanktuarium Bożego Miłosierdzia i Sanktuarium Jana Pawła II.


– Przez 20 lat dostałam ze Stowarzyszenia tak dużo dewocjonaliów, że trudno wszystkie spamiętać. Były wśród nich różańce, książki, szkaplerz, kropielnica i różne obrazki. Niedawno otrzymałam piękne wizerunki Najświętszego Serca Pana Jezusa i Niepokalanego Serca Maryi, które oprawione w ramki wiszą na ścianie w moim pokoju. Z kolei figura Matki Bożej Fatimskiej stoi w witrynie.


– Kiedyś nazbierałam tak dużo numerów „Przymierza z Maryją”, że nie wiedziałam, co z nimi zrobić. W końcu mąż zaniósł je do katedry i w ciągu dwóch dni się rozeszły, a ja je gromadziłam może nawet ponad 10 lat. Dopiero teraz, z ostatniego numeru „Przymierza…”, dowiedziałam się, że na obrazie Matka Boża Ostrobramska jest pokazana bez Pana Jezusa, bo nosiła Go wtedy pod swoim sercem. I że oryginał tego obrazu znajduje się w Wilnie, w Ostrej Bramie.


Złote gody na Jasnej Górze


Warto w tym miejscu wspomnieć, że Pani Henryka osobiście pielgrzymowała do ostrobramskiego – i nie tylko sanktuarium. – W 1992 roku byłam z mężem i młodszym synem w Druskiennikach i Ostrej Bramie, w kościele św. św. Piotra i Pawła. Wspólnie nawiedziliśmy również kilka razy sanktuarium Matki Bożej w Licheniu. Pamiętam, że jak byłam tam po raz pierwszy w 1994 roku z pielgrzymką z mojej parafii, to był tam tylko pusty plac; ziemia była dopiero poświęcona. A jak pojechałam tam z mężem kilka lat później, to zwiedzaliśmy kościół św. Doroty, Las Grębliński, drogę krzyżową, byliśmy na Mszy Świętej i Apelu Jasnogórskim. Kilka razy byliśmy także w Częstochowie. Naszą 50. rocznicę ślubu obchodziliśmy właśnie w jasnogórskim sanktuarium. Uczestniczyliśmy wtedy w Różańcu i Mszy Świętej w naszej intencji w Kaplicy Matki Bożej Częstochowskiej.

Jak być szczęśliwym


– Teraz opiekuję się mężem. On tyle lat pracował i zrobił dla nas bardzo dużo. Na co dzień wspólnie odmawiamy Różaniec z
 Radiem Maryja i Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Ostatnimi czasy najczęściej modlę się za zmarłych z naszych rodzin, a także o zdrowie i pokój w rodzinie. Dziękuję Panu Bogu za każdy przeżyty dzień, za rodzinę, za wnuki. Za to, że czuwa nade mną, że mam siłę do pracy. Czasami jest ciężko nawet obiad ugotować, ale jak wszystko się uda, to dziękuję za to Matce Bożej i Duchowi Świętemu.

Zakończmy to świadectwo Pani Henryki słowami, które usłyszała kiedyś od matki swojego męża i które utkwiły Jej w pamięci: – Kogo Pan Bóg kocha, temu krzyże daje, kto je cierpliwie znosi, szczęśliwym zostaje.


Oprac. JK


Listy od Przyjaciół
 
Listy

Szczęść Boże!

Bardzo dziękuję za przesłanie mi pięknego kalendarza „366 dni z Maryją” na rok 2024. Zajmie on bardzo ważne miejsce w moim domu. Obecność Maryi pomaga mi przezwyciężyć samotność i czasami smutek. Ona mnie nie opuści!

Barbara z Rudy Śląskiej

 

Szczęść Boże!

Jako mała dziewczynka zachorowałam na zapalenie opon mózgowych i wyszłam z tego zupełnie zdrowa. Do 18. roku życia byłam pod lekarską kontrolą, miałam nigdy nie mieć dzieci, a urodziłam ich czworo. Pierwsze dziecko zmarło mając 6 tygodni na zapalenie płuc. Mam jednego syna i dwie córki, doczekałam się pięciorga wnuków i jednego prawnuka. Wierzę, że z Bożą pomocą można osiągnąć wszystko czego człowiek pragnie. Chciałabym, żeby wszyscy ludzie uwierzyli w łaski, które płyną od Pana Jezusa za przyczyną Matki Najświętszej.

Lilianna ze Śląska

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Na wstępie serdecznie dziękuję za życzenia błogosławieństwa Bożego i opieki Najświętszej Maryi Panny. Podziękowania składam również za interesującą i wartościową książkę autorstwa Jerzego Wolaka o objawieniach Maki Bożej w Akicie. Maryja ciągle ostrzega nas przed Bożym gniewem i nie chce, abyśmy zginęli śmiercią wieczną. Matka Boża pragnie nas ratować i powinniśmy o tym zawsze pamiętać. Nadchodzą bardzo trudne czasy. Bardzo często zastanawiam się nad tym, że jeżeli ludzkość nie pokona grzechu, to Bóg może nas ukarać. Modlę się więc do Niepokalanego Serca Maryi, aby Ono zatryumfowało dla całej ludzkości. Kończąc moje przemyślenia na temat tych pełnych zamętu czasów – pamiętajmy, że Matka Boża nas przed nimi ostrzega, cały świat (w tym nasza Ojczyzna) jest zagrożony aborcją, eutanazją, ingerencją w płeć czy błędami popełnianymi przez niektórych kapłanów. Częstym zjawiskiem w obecnych czasach jest krytyka Kościoła, księży, a także wyśmiewanie się z naszej wiary. Te zjawiska prowadzą do kłótni i nienawiści….

Marianna z Włocławka

 

Szczęść Boże!

Z całego serca dziękuję za „Przymierze z Maryją” oraz wszystkie upominki. Wciąż dowiaduję się czegoś nowego z tej prasy katolickiej. Niech Bóg Was błogosławi. Proszę o modlitwę wstawienniczą za mnie w intencji szybkiego powrotu do zdrowia. Bóg zapłać za wszystko!

Justyna ze Śląska

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Bardzo dziękuję za piękny „Notes Apostoła Fatimy”, przygotowany z okazji 20-lecia istnienia Apostolatu Fatimy. Te 20 lat przyczyniły się do upowszechniania Prawdy, Dobra i Piękna, dzięki czemu wielu ludzi uznało te wartości za najistotniejsze w swoim życiu. Życzę Apostolatowi Fatimy i Panu Prezesowi wielu kolejnych lat w upowszechnianiu tego dzieła.

Marek z Lublina

 

Szczęść Boże!

Pragnę serdecznie podziękować za tak miłe i wzruszające życzenia urodzinowe. Jestem zachwycona tym, że przy nawale pracy w Stowarzyszeniu można jeszcze chwilę przeznaczyć dla innych. Jeszcze raz pięknie dziękuję, prosząc Matkę Bożą Częstochowską o opiekę i wiele łask tak potrzebnych do działania.

Z Panem Bogiem

Teresa z Częstochowy

 

Szczęść Boże!

Dziękuję za życzenia urodzinowe oraz za modlitwę. Pragnę w dużym skrócie podzielić się swoim życiem. Moja, mama urodzona w Warszawie, wojnę spędziła na Podhalu w oddziale AK. Pod koniec wojny dowiedziała się, że jej rodzina zginęła na Woli. Została sama z dzieckiem, które miała pod sercem. Wsiadła w pociąg i pojechała na ziemie odzyskane, gdzie przyjęli ją dobrzy ludzie. Znaleźli jej pracę, a ja wychowywałem się na wsi. Po przeprowadzce do Jeleniej Góry, gdzie zaopiekowali się nami jej znajomi z partyzantki, mama pracowała, a ja… wagarowałem. Na swoje potrzeby „zarabiałem” żebrząc pod kinem. Po przeprowadzce do Ząbkowic Śląskich mama zachorowała, a ja musiałem powtarzać piątą klasę. Po jej śmierci w 1958 roku, zostałem sam. Miałem 12 lat. Nazywano mnie „dzieckiem ulicy”. Trafiłem do znajomej mamy z dzieciństwa mieszkającej w Zakopanem. Traktowano mnie tam jak służącego. W kościele bywałem, choć w tym domu nie obchodzono świąt. Dziś mogę powiedzieć, że tak jak śmierć Pana Jezusa uratowała ludzkość, tak śmierć mamy uratowała mnie. To co nazywałem wolnością, było tak naprawdę moją „drogą krzyżową”. Wpadłem w szpony szatana. Gdy wyjechałem do Krakowa, ożeniłem się. Po roku dostałem mieszkanie, urodziła mi się córka i zacząłem wszystko od nowa. Wyjeżdżałem z zakładu pracy na Słowację, Węgry i do Izraela, gdzie zwiedziłem większość miejsc związanych ze Zbawicielem. Częste rozłąki oddaliły mnie jednak od żony. Byłem złym mężem i ojcem. Żona zachorowała na raka piersi i po ślubie córki i urodzeniu się wnuczki to ja się nią opiekowałem. Będąc na emeryturze, sam zacząłem chorować i miałem głęboką depresję. Wtedy nagle nastąpił przełom w moim życiu. Po przeczytaniu książki „Moc uwielbienia” odmieniło się wszystko. Wróciłem do Boga, zniknęły lęki depresyjne, a z nimi wszystko co było we mnie złe. Po latach poszedłem do spowiedzi. Od śmierci żony uczestniczę co dzień we Mszy Świętej, regularnie korzystam z sakramentu pokuty. Pojednałem się też z córką, która często odwiedza mnie wraz z wnuczką. Razem spędzamy święta.

Z Panem Bogiem

Ryszard z Krakowa

 

Szczęść Boże!

Jestem bardzo wdzięczna Waszemu Stowarzyszeniu za wszelkie kampanie – nie tylko kalendarze, ale i inne ciekawe książki czy gazetę „Przymierze z Maryją”. Już od kilku lat ten piękny kalendarz z Maryją ubogaca moje mieszkanie, ponieważ jestem wielką czcicielką Najświętszej Maryi Panny. Dlatego bardzo zasmuciło mnie to, że może go już nie otrzymam. Dziękuję za wszystko!

Elżbieta z Wieprza