Cudowne wydarzenia
 
Jak św. Bernadetta uratowała prymasa Afryki
Agnieszka Stelmach

Kilkadziesiątlat temu dziennik „L’Echo de Paris” zamieścił rozmowę z prymasem Afryki, arcybiskupem Kartaginy Alexisem Lemaître, który został cudownie uleczony dzięki wstawiennictwu Bernadetty Soubirous. Arcybiskup – niestrudzony misjonarz Czarnego Lądu związany ze Zgromadzeniem Ojców Białych – ze swadą opowiadał o tym, jak się zaczęła jego przygoda z pasterkąz Lourdes, której objawiła się Matka Boża.

– Po raz pierwszy spotkałem się z Bernadettą, gdy jużnieżyła– wspominał. – Byłem wówczas w niższym seminarium w Lourdes. Razem z kolegami czuwałem przy trumnie, w której spoczywały jej zwłoki. Później, gdy przeszedłem do wyższego seminarium duchownego, poznałem spowiednika Bernadetty, ojca Dus. Miał on na mnie duży wpływ. Nieraz rozmawialiśmy o Bernadetcie. Modliłem się do niej, ale dopiero po wielu latach odegrała ona w moim życiu ważną rolę.

św. Bernadetta Duchowny przypomniał, że był kolejno wikarym i proboszczem, aż wreszcie po siedemnastu latach posługi duszpasterskiej i wstąpieniu do Zgromadzenia Ojców Białych otrzymał zezwolenie na udanie się w głąb Afryki.

Gdzie mnie pochowają?


Prymas, chociaż przyznał, że życie misjonarza jest wielkąprzygodą, to jednak zauważył, że ten, kto nie ma silnego organizmu i nie cieszy się dobrym zdrowiem, w trudnych warunkach (woda zanieczyszczona pasożytami, rozkładająca się żywność w gorącym i wilgotnym klimacie itp.) natychmiast zaczyna odczuwać różne dolegliwości. I tak samo było z nim. Zaledwie po kilku miesiącach na misji w tunezyjskim Tibarze, duchowny zaczął mieć poważne dolegliwości żołądkowe. – Miałem dwukrotnie skręt kiszek – opowiadał misjonarz. – Jeden atak trwał 53 godziny, drugi – 56 godzin. Doktorzy stracili wszelką nadzieję. Sprowadzono spowiednika i udzielono mi ostatniego namaszczenia. Tymczasem po drugim ataku przyszedłem nieco do siebie, nie odzyskując jednak całkowicie przytomności. Zbolałego i skazanego na ścisłą dietę przewożonomnie po Afryce na noszach od stacji do stacji w poszukiwaniu takiego doktora, który zechciałby mnie leczyći podjąćsięoperacji– wspominał.

– Gdy wreszcie przybyłem na Złote Wybrzeże – ciągnął dalej – miejscowi doktorzy pokłócili się ze sobą, ale nie o to, kto mnie będzie operował, lecz… gdzie mnie pochowają. Ponieważ jednak wiłem się z bólu, łaskawie przyłożyli mi kompres. Ten kompres przyniósł mi pewną ulgę. Kilka dni później zwlokłem się z łóżka i wsiadłem na rower. Nie byłem jednak jeszcze uleczony. Po przybyciu do domu Braci św. Jana, profesor Letil poddał mnie operacji i usunął mi prawie całe jelito grube. Niebawem znowu musiano mi zajrzeć do brzucha, by dojśćdo wniosku, że długo nie pociągnę – opowiadał ze swadą misjonarz.

Spotkanie z „Tygrysem”

Duchowny wtrącił do opowieści wątek spotkania z „Tygrysem,” to jest z francuskim premierem Georges’em Clemenceau, który zyskał ów przydomek z powodu swojej bezwzględności i brutalnego traktowania przeciwników politycznych.

– Wyjechałem na przymusowy urlop do Francji – mówił – gdzie mnie wezwano do premiera Clemenceau. Ledwo się trzymałem na nogach, bo mnie tylko co „zszyto”, ale humor miałem jak zwykle doskonały. Wchodząc do biura premiera, pomyślałem: „Oto jestem w klatce tygrysa.Àpropos, niesłusznie go zwano „Tygrysem,” bo był to raczej nieujeżdżony koń. Gdy do takiego konia podejść grzecznie i przemówić do niego łagodnym głosem, wierzgnie szelma i kopnie cię z całej siły. Dlatego najlepiej wskoczyć mu na grzbiet, zanim się spostrzeże. To był mój sposób. „Tygrys”, czy nieujeżdżony koń, stał w cieniu, więc go w pierwszej chwili nie poznałem. Usłyszałem nagle gruby głos:

– „Cóż to nie poznaje mnie ojciec? Nie widzieliście moich portretów, czy co?”.

– „A nie widziałem. Do Afryki nie docierają karykatury” – odparłem.

– „Aha, to ojciec jest stary kolonista?”.

– „Od dwudziestu lat”.

– „A chce ojciec ze mną pracować?”.

– „Bardzo chętnie panie premierze. Oddam panu wszystko, co mam w głowie, jeżeli pan mi pozwoli wyznać wszystko, co mi leży na sercu…”. I zacząłem zrzucać ciężar z serca, a mianowicie zacząłem skarżyćsięna ludzi, którzy w koloniach dokuczająmoim poczciwymczarnym”.

– „Czarni to doskonali żołnierze, ale zraża się ich ohydnym traktowaniem” – powiedziałem.

– „W takim razie niechaj ojciec zajmie się nimi. Będzie ojciec w moim imieniu okazywał im sympatię. Ja nie mam czasu ich kochać”.

– „Ale panie premierze, ja ledwie powłóczę nogami…” Nie pozwolił mi dokończyć zdania. Powiedział jedynie: – „Podobno ojciec lubi harować… Mianujęojcaównym inspektorem murzyńskich pułków. Sprawa jest załatwiona”.

– Oto w jaki sposób – ciągnąłdalej misjonarz – dostałem w jednej chwili dwie gwiazdki brygadiera armii kolonialnej. Od tego czasu bywałem często wzywany do „Tygrysa”.

Uzdrowiony…


Prymas w końcu ponownie przeszedł do kwestii zdrowia. Opowiadał: – Wróciłem do Afryki, gdzie przez dwanaście lat odżywiałem się kaszką na wodzie bez soli, której po prostu nie znosiłem. Dostawałem ciąglenudności, miewałem krwotoki i bolesne wymioty. Lekarze wielokrotnie przepowiadali mi nagłą śmierć z powodu perforacji jelit. Aż wreszcie, po konsylium we Francji, dokąd udałem się na uroczystości związane z przeniesieniem ciała Bernadetty – nastąpiła zmiana. Było to 3 sierpnia 1925 roku. Nie pragnąłem uzdrowienia. Byłem przekonany, że Bóg uważa, iż choroba jest mi potrzebna, ale siostry z klasztoru w Nevers, gdzie dokończyła żywota Bernadetta, znały mnie dobrze i gorąco modliły się za mnie – wspominał.

– Tam się to zaczęło – opowiadał. – Z początku nie czułem żadnej odmiany, żadnego wstrząsu w organizmie. Tylko po powrocie z uroczystości – mniej więcej kilka godzin późniejnie miałemżadnychprzykrych objawów. Dawniej miewałem po kilkanaście ataków boleści w ciągu dnia. Po raz pierwszy od lat dociągnąłem do wieczora zupełnie normalnie, a potem zasnąłem jak dziecko. Obudziłem siędopiero nazajutrz. Po upływie dwóch dni zdrowie moje powróciło do normy. Byłem uleczony. Chciałem jednak upewnić się, czy to cud, czy nie cud. Podczas obiadu w klasztorze Ojców Białych przysunąłem sobie salaterkę z sałatą i przyprawiłem ją solą, pieprzem, octem oraz musztardą. Ojcowie byli przerażeni. Ale ja im oświadczyłem, że muszęcośsprawdzić. Chciałemwiedzieć, co to wszystko znaczy. Pomyślałem sobie, że jeżeli strawiępiekielnąsałatkę, to uwierzę, że jestem zdrowy. No i sałatka mi nie zaszkodziła. Niebawem odzyskałem siły. Zamiast ważyć 60 kilogramów, osiągnąłem wagę94 kg, odpowiedniejszą do mojego wzrostu…

Bernadetta będzie miała teraz kłopot


Duchowny zrobił chwilę przerwy, po czym dodał: – I jeszcze jedno. Zamęczam teraz Bernadettę. Każęjej robić cuda, szczególnie w ukochanej Tunezji. Niedawno zachorowało dwuletnie dziecko pewnego oficera. Dzieciak zsiniał i straciłprzytomność. Doktorzy twierdzili, że to już agonia. Położyłem biedactwu na piersiach relikwie Bernadetty i maleństwo natychmiast się podniosło. Jeszcze tego samego dnia bawiło się z innym dziećmi. Tak, tak, Bernadetta będziemiała teraz kłopot. Dam jej dużo pracy…

„L’Echo de Paris” napisało: Arcybiskup Kartaginy, który był w Tunezji proboszczem, naczelnikiem poczty, kierownikiem izby skarbowej i nauczycielem, jest teraz pośrednikiemnaszym u św. Bernadetty w dziedzinie cudownych uzdrowień.

Abp Alexis Lemaître był prymasem Afryki w latach 1922–1939. Brał udział w kanonizacji Bernadetty Soubirous. O swoim cudownym uzdrowieniu opowiedział kardynałowi Maristi z Rzymu, kilka lat po zdarzeniu. Jego świadectwo miało wpływ na przyspieszenie procesu kanonizacyjnego pasterki z Lourdes, wyniesionej na ołtarze w 1933 roku.


ilustracja: Jacek Widor


NAJNOWSZE WYDANIE:
Wzór męża i ojca
Wielu z nas ma wielkie nabożeństwo do świętego Józefa. Prosimy go o pomoc między innymi w problemach rodzinnych czy w sytuacjach trudnych. Dlaczego tak się dzieje? Nie mamy przecież o nim większej wiedzy, bo i Ewangelie poświęciły mu niewiele miejsca.

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 
Opatrzność Boża czuwa nade mną

– Jestem sympatykiem Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi od wielu lat. Podoba mi się to, że bronicie fundamentalnej, a nie liberalnej wiary katolickiej oraz poruszacie temat prześladowań i działań przeciw naszemu Kościołowi. Martwię się tym chaosem, który jest obecnie w Kościele – mówi Pan Józef Łazaj należący do Apostolatu Fatimy od 2019 roku. W tym numerze naszego pisma prezentujemy jego świadectwo.

 

W tym roku będę obchodził z żoną 58. rocznicę ślubu i sam skończę 80 lat. Mamy dwójkę dzieci, oboje dali nam pięcioro wnuków i troje prawnuków. Wielokrotnie w swoim życiu doświadczyłem działania Opatrzności Bożej, której każdego dnia się powierzam i która nade mną czuwa, o czym jestem głęboko przekonany. Żeby nie być gołosłownym Pan Józef opowiada jedną z historii, która zdarzyła się, zanim przeszedł na emeryturę.

Świadectwo


W zakładzie pracy mieliśmy pasiekę. Pewnej czerwcowej niedzieli jechałem drogą leśną z Żyglinka do Nakła Śląskiego, przez Świerklaniec, by skontrolować lot pszczół. Żadnego ruchu na drodze, słońce świeciło wprost w oczy. Na liczniku skromne 120 km/h. W pewnym momencie, zupełnie nieoczekiwanie, w odległości około 10–15 metrów przed sobą zauważyłem przechodzącego, w poprzek drogi, łosia. Na hamowanie nie było już czasu, krzyknąłem tylko: „Jezu” i gwałtownie skręciłem w prawo, chcąc rowem ominąć potężne zwierzę. Nie potrafię odpowiedzieć, jak to się stało. Droga stosunkowo wąska, pobocza prawie nie było, a ja wyjechałem na drogę bez wstrząsu, bez uszkodzeń. Zatrzymałem się po kilkudziesięciu metrach. Cały trzęsący się z wrażenia, spojrzałem do tyłu – przez drogę przechodził drugi łoś. Gdy wracałem, oglądałem to miejsce. Nie mogłem uwierzyć, pobocze bardzo wąskie z wyrwami, wkopany kamienny słupek. Jakim cudem wyszedłem z tego cało, nie wiem. Mogłem tylko przypuszczać, że mój krzyk o pomoc został wysłuchany. Ten przypadek na wiele lat pozbawił mnie poczucia bezpieczeństwa przy jeździe przez las.

Rodzina szkołą życia i wiary


Urodziłem się w Woźnikach Śląskich. Pochodzę z wielodzietnej rodziny robotniczej. To była rodzina zwarta i kochająca się. Panowała w niej dyscyplina, której dziś w rodzinach brakuje. Ojciec pracował jako robotnik leśny, a pomagali mu najstarsi moi bracia. Mieliśmy też małe gospodarstwo. Kiedy ojciec wstawał o brzasku i szedł kosić łąkę, to ja szedłem później z młodszą siostrą Ireną tę trawę rozrzucać i suszyć, a kiedy on, spracowany po całym dniu, wieczorem, klękał przy łóżku, to dla mnie był to autorytet i widok, którego nigdy nie zapomnę. Wszyscy pracowali ciężko i choć przy pracy niewiele mówiło się o Bogu, to ten Bóg był zawsze blisko. Dla wszystkich było oczywiste, że w niedzielę idzie się do kościoła. Wiara nie podlegała żadnym wątpliwościom.

Szykany za sprzeciw


Skończyłem szkołę podstawową w miejscowości Dyrdy, liceum ogólnokształcące w Tarnowskich Górach, a 2-letnie technikum górnicze w Chorzowie-Batorym. Gdy w 1965 roku biskupi polscy napisali słynny list do biskupów niemieckich, komuniści organizowali masówki, podczas których krzyczano: „Jakim prawem przebaczają?”. Ja się odezwałem, broniąc polskich hierarchów; z tego powodu byłem gnębiony i nawet chciano mnie wyrzucić ze szkoły, ale wszystko skończyło się dobrze: zdobyłem tytuł technika-górnika i rozpocząłem pracę w odkrywkowej kopalni dolomitu i w tej branży, na wielu stanowiskach, przepracowałem aż do emerytury.

Wiary trzeba bronić!


Już w okresie komuny miałem świadomość, że naszej wiary trzeba bronić i z takim nastawieniem żyję cały czas, bo wciąż widzę, że jest ona atakowana przez system, później przez liberalizm. Po przejściu na emeryturę czytałem bardzo dużo książek katolickich i zgromadziłem bardzo bogatą bibliotekę religijną, w której największym skarbem jest mistyczne, cudowne dzieło Marii Valtorty, pt. Poemat Boga-Człowieka. Dzięki temu moja wiedza i świadomość religijna bardzo mocno się rozwijały.


Na Facebooku toczę na temat wiary zacięte dyskusje, w których wykorzystuję wiedzę zdobytą m.in. dzięki artykułom publikowanym w „Przymierzu z Maryją”. Prowadzę bloga, (myslebowierze.pl), gdzie publikuję artykuły poświęcone obronie wiary. Co istotne, na blogu tematy te są trwałe i dostępne, a na Facebooku są usuwane i znikają. Cieszę się z tego, co robię, i jestem przekonany, że są to działania niezbędne i konieczne, bo jeśli nie będziemy bronić naszej wiary, to jej przeciwnicy zapędzą nas do katakumb lub uznają, że jest to tylko nasza prywatna sprawa i wtedy nie będziemy mogli się w ogóle odzywać.

Moja książka


Zdecydowałem się nawet napisać książkę w obronie wiary, w której starałem się zestawić wszystkie elementy świata, które noszą znamiona cudów lub są cudami. Książka nosi tytuł Dlaczego? i jest opatrzona mottem: Dlaczego ludzie żyją dzisiaj tak, jakby Boga wcale nie było? Wydałem tę książkę za własne pieniądze, a cały nakład w większości rozdałem.


Oprac. JK

 


Listy od Przyjaciół
 

Szczęść Boże!

Jestem bardzo wdzięczna Redakcji za tak piękną pracę. 25-lecie istnienia Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi to dowód na to, że potrzebna jest taka działalność tysiącom polskich rodzin, jak również nam wszystkim. To pobudza serce i otwiera umysł na wiarę katolicką. Jeszcze raz serdecznie dziękuję za wyróżnienie w postaci pamiątkowego dyplomu i modlitwy Sługi Bożego Ks. Piotra Skargi.

Anna z Ostrowca Świętokrzyskiego

 

Szanowni Państwo!

Od dawna otrzymuję od Państwa „Przymierze z Maryją”. Na mojej ścianie też co roku wisi piękny kalendarz z Matką Bożą. Jakiś czas temu hojnie wspierałem Państwa działalność. Od tego czasu zdążyłem się ożenić, mam dwójkę wspaniałych dzieci. Razem z żoną wychowujemy je w duchu katolickim. Od czasu, gdy wspierałem Państwa moja sytuacja ekonomiczna nieco się pogorszyła, już nie jestem kawalerem, który swobodnie może dysponować swoimi zasobami. Może jednak wkrótce będę mógł wesprzeć Państwa działalność jakąś kwotą, bo uważam, że jest ona szlachetna i ważna.

Paweł


Szanowny Panie Prezesie!

Na wstępie pragnę Pana przeprosić za wieloletnie milczenie. Mimo braku reakcji z mojej strony, przysyłał mi Pan każdego roku kalendarz. Chociaż na to nie zasługiwałam, bardzo sobie to cenię. Kalendarze przypominają mi o każdym święcie kościelnym. Myślę, że miała w tym udział Fatimska Pani, której kapliczką obok naszego kościoła przez kilkanaście lat się opiekowałam. Od dwudziestu dwóch lat jestem na emeryturze, a głównym moim zajęciem są obecnie wizyty u lekarzy, w aptekach, na badaniach, no i oczywiście prace domowe. Kończąc, serdecznie Pana pozdrawiam, życzę wielu wspaniałych Przyjaciół, a przede wszystkim, aby Matka Najświętsza wspierała wszystkie inicjatywy podejmowane przez Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi.

Maria z Lubelskiego

 

Szczęść Boże!

Bardzo dziękuję za kolejną kampanię, od której zależy los i przyszłość naszej katolickiej Polski. Tak wielu Polaków zmieniło życie i poglądy po pandemii. Od nas, Apostołów, wymaga się budzenia sumień naszych rodaków, żeby nie odeszli od chrześcijańskich korzeni. Bóg zapłać za tak cudowne Wasze dzieło. Niech Wam Bóg błogosławi!

Anna z Małopolski

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Szanowny Panie Prezesie! Serdecznie dziękuję za dotychczasową korespondencję, która służy Czytelnikom w dziele popularyzacji Orędzia naszej Fatimskiej Pani, rozpala ogień patriotycznej miłości do naszej ukochanej Ojczyzny i podejmuje jakże niezbędną dla nas troskę o rozwój cywilizacji łacińskiej, a przede wszystkim jej trwanie w Europie i na świecie. Jestem Panu i Stowarzyszeniu, któremu Pan przewodzi, szczerze i serdecznie wdzięczny i mniemam, że tak czyni wielu Księży i Rodaków w Polsce i na emigracji. Niech te Wasze starania i trud wokół tej sprawy oraz tych tematów wynagrodzi Boża Opatrzność. Za przesłane egzemplarze „Przymierza z Maryją” serdecznie dziękuję. Staram się rozprowadzić je wśród moich najlepszych znajomych i przyjaciół.

Ks. Kazimierz

 

Szczęść Boże!

Dziękuję bardzo za piękny kalendarz „366 dni z Maryją” na 2024 rok, który poświęcony jest szkaplerzowi świętemu. Kalendarz jest bardzo ciekawy i pięknie wydany. Nie o wszystkich przedstawionych szkaplerzach wiedziałam, ale też nie wszystkie można przedstawić w kalendarzu ze względu na objętość. Tak samo jak Pana pragnieniem, tak również i moim jest, aby ten kalendarz trafił do jak największej liczby osób. Pozdrawiam serdecznie.

Lucyna z Bydgoszczy

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Na początku dziękuję serdecznie za przesłany kalendarz „366 dni z Maryją” na rok 2024. Dziękuję też za grudniowe „Przymierze z Maryją”. Dostałam również 4. numer „Apostoła Fatimy”. Przeczytałam list od Pana Prezesa i świadectwa ludzi, którzy są Apostołami Fatimy. Proponuje Pan, abym opowiedziała swoją historię. Moja historia nie jest niestety chwalebna. Żyłam bardzo daleko od Boga i Kościoła świętego. W zasadzie to nie było życie. Moja mama, bardzo pobożna niewiasta, modliła się za mnie, również kapłani modlili się za mnie. Kiedyś, gdy leżałam i czułam od nóg drętwienie, poczułam trzy pocałunki tak gorące i pełne miłości, że zapragnęłam żyć. Mama była przy mnie, wyciągnęłam ręce do niej i pomogła mi wstać. Teraz sama jestem mamą i wiem, co czuła moja, kiedy żyłam daleko od Boga…

Anna


Szczęść Boże!

Dziękuję za wielkie zaangażowanie i tak wspaniałe dzieło, jakie tworzycie. Dziękuję też za list, „Przymierze z Maryją” i drugi kalendarz z Maryją. W świątecznym „Przymierzu…” opisaliście różne ciekawe tematy związane z Bożym Narodzeniem np. jak godnie przeżyć Wigilię i narodziny Chrystusa. Dziękuję jeszcze za dwa wspaniałe upominki: szopkę bożonarodzeniową i kartę z modlitwą o triumf wiary katolickiej. Nie możemy ani na moment przestać działać na rzecz obrony wiary. Ja w miarę swoich możliwości finansowych, jak do tej pory, gdy zdrowie pozwoli, będę nadal wspierać Was swoim „groszem”… W modlitwach często polecam Bogu i Matce Najświętszej całe Stowarzyszenie. Szczęść Wam Boże na dalsze lata!

Z Panem Bogiem

Stefania z Płocka

 

Szanowni Państwo!

Mozambik jest jednym z najbiedniejszych państw świata i wszelka pomoc materialna, a nade wszystko duchowa, jest nieodzowna. Wsparcie Stowarzyszenia dla tych społeczności jest wielką radością, gdyż mogą z nadzieją budować swoją przyszłość i wieczność! Szczęść Wam Boże!

Marek z Lublina